Rozdział 25

895 71 35
                                    

Harry nie mógł zmrużyć oka od dobrych dwóch godzin. Kiedy wrócił do domu, zostawiajac Rona w piwnicy jego domu, nie potrafił znaleźć sobie miejsca we własnym mieszkaniu. Był zmęczony, ale głowę miał pełną myśli, dlatego kiedy tylko położył się do łóżka, w nadziei na szybki sen, oczy pozostawały szeroko otwarte, a jego ciało wcale nie zamierzało odpłynąć.

Zastanawiał się, co powinien zrobić jako pierwsze, z samego rana, gdy tylko się obudzi. Jeszcze, gdy przed oczami miał wycinki z gazet na temat Malfoya, wiszące na ścianie w piwnicy, chciał jak najszybciej porozmawiać z Hermioną. Znów spróbować wyciągnąć z niej cokolwiek na temat całej tej sprawy, choć ostatnio jego starania poszły na marne, bo zgodził się na dokonanie rewizji w Grand Manor.

Przewrócił się na drugi bok i zamknął oczy, próbując skupić myśli na czymkolwiek innym, niż praca i cała ta gówniana sprawa. Nie mógł zrozumieć jak Hermiona mogła wdepnąć w takie bagno i sama zaaranżować to wszystko, angażując w sprawę nastolatka.

Wszystko to działo się od lat, pod nosem jego i Rona, a obaj nic nie zauważyli, ani nawet nic nie wydało im się podejrzane, na tyle by sądzić, że Hermiona miała wręcz obsesję na punkcie Draco.

Draco.

Musiał mu o wszystkim powiedzieć. To do niego powinien udać się z samego rana. Tylko nie wiedział, czy próbować dobijać się do jego prywatnego mieszkania, czy iść prosto do Grand Manor.

Nie był w stanie przewidzieć jego reakcji, bo jak dotąd był kiepski w odczytywaniu jego emocji. Jednak wiedział, że dyskomfort jaki odczuwał przed powiedzeniem mu prawdy, zwiastował jakieś dziwne przeczucie, że Draco mógłby się nie ucieszyć ze świadomości bycia okłamanym, co do całego śledztwa.

Chcąc go chronić, znów zaplątał się w jeszcze większe gówno. Czasem był zły sam na siebie, za swoją chorą potrzebę chronienia innych, a w szczególności tego cholernego dupka. To dziwne uczucie względem niego, zrodziło się jeszcze podczas procesu jedenaście lat temu, a teraz ponownie wyszło na światło dzienne, choć Harry myślał, że zdusił je jeszcze w zarodku.

A wszystko przybrało na sile, odkąd zaczęli się ze sobą spotykać. Harry nie był w stanie zapanować już nad rosnącą potrzebą zapewnienia mu bezpieczeństwa i odepchnięcia go, od wszelkich informacji, które uważał za zbędne. Sądził, że do tej pory uda mu się już rozwiązać całą zagadkę, że pójdzie o wiele sprawniej. Pomylił się, ale nie był to powód by mówić Draco o wszystkim. Musiał przyznać się do kłamstwa, dlatego, że tylko kwestią czasu było dotarcie tej informacji do mediów, a nie chciał by Draco przeczytał w gazetach o jego matactwie. Wolał powiedzieć mu to pierwszy, i mieć chociaż jakąś linię obrony, choć wątpił, by Malfoy chciał go wysłuchać.

Po tym, co zaszło między nimi w łazience ostatniego wieczoru, czuł, że bliskość na jaką sobie pozwolił zrani go doszczętnie, jeśli Draco nie uwierzy w jego szczere intencje, ani nie będzie chciał z nim rozmawiać. Tak bardzo zaangażował się w ich relację, że nawet zatracił w tym wszystkim siebie i swoje własne potrzeby, które zostały odepchnięte na bok, przykryte pod płaszczykiem sprawy Yaxleya, ba, sprawy Malfoya, która nagle urosła do rangi priorytetowej.

Jego dotyk działał na niego jak narkotyk, i Harry nawet nie odczuwał potrzeby zaprzeczenia temu, jak bardzo jego własne reakcje zdradzały go przed samym sobą. Nie wiedział, kiedy relacja z Malfoyem przesłoniła mu oczy, kiedy ten człowiek stał się dla niego tak ważny, by zapomnieć o całym świecie.

A Malfoy albo tak dobrze go wykorzystywał, albo nie był świadomy uczuć jakie Harry żywił względem niego. A z pewnością nie zależało mu już na tyle, by na wam to zwykłym przyjacielskim oddaniem.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz