Rozdział 23

820 76 20
                                    

Od kilku godzin, Draco tylko wchodził i wychodził z Grand Manor, co chwilę narażając na zawał, Johna siedzącego za biurkiem w recepcji. Kilka razy rzucił mu przepraszające spojrzenie, jednak za kolejnym razem nie miał już na to, ani siły, ani czasu. Od poprzedniego dnia, kiedy obecność Pottera w jego mieszkaniu, sprawiała że czuł się skołowany na każdym kroku, nie potrafił oderwać myśli od osoby byłego gryfona. Co nie było żadną nowością, ponieważ już od bardzo dawna Potter postanowił rozgościć się w jego głowie na dobre.

Nie pomagał przy tym natłok nagłych obowiązków, które spadły na niego niespodziewanie, kiedy Blaise oznajmił mu, że musi coś pilnie załatwić w Mugolskim Londynie. I takim sposobem zniknął na prawie dobę, zostawiając go na własną rękę, dosłownie ze wszystkim. Szczególnie z awarią wodociągu na czwartym piętrze, której nie sięgały nawet zaklęcia. Odkąd zaczął prowadzić własną działalność przekonał się, że nie wszystkie trudności uda mu się pokonać za pomocą magii. Czas do popołudnia minął mu jak za mrugnięciem oka, kiedy jak w amoku, szukał kogoś, kto potrafiłby naprawić wodociąg własnoręcznie, bez użycia zaklęć. Osób, które mimo bycia czarodziejem, z chęcią uczyły się mugolskich zajęć i profesji, było w Magicznym Londynie tyle, że Draco mógłby policzyć ich na palcach jednej ręki.

Dlatego, kiedy w końcu wpadł do holu, przytrzymując drzwi starszemu człowiekowi, sunącemu za nim z całą skrzynką narzędzi, John spojrzał na niego badawczo kątem oka, co nie umknęło jego uwadze. Szybko posłał mu uspokajające spojrzenie. Zdawał sobie sprawę, że człowiek, którego udało mu się znaleźć nie był do końca czystokrwistym czarodziejem. Zdecydowanie bliżej było mu do mugola, lecz w świetle prawa figurował jako, w pełni zdolny do magii. Nic dziwnego, że w jego poszukiwaniu musiał udać się w rejon, gdzie mieszkał Potter.

Mógłby przysiąc, że nawet przechodził obok jego kamienicy, choć musiał przyznać, że wszystkie wyglądały złudnie podobnie. Kiedy z samego ranka dostał wiadomość od Hedwigi o odwołanym, popołudniowym spotkaniu, ziarno niepokoju zostało zasiane w jego umyśle. I choć starał się ciągle odganiać od siebie natrętne myśli, to i tak coraz to nowsze pytania podsuwała mu podświadomość.

— Ekhem, panie Malfoy. — John bardzo rzadko zwracał się do niego w ten sposób, a jeśli w ogóle się odzywał to jednym słowem. Kontakt werbalny, wolał zastąpić skinieniem głowy lub cichym pomrukiem, co w rzeczy samej Draco nie przeszkadzało w żadnym stopniu. Dlatego, kiedy John postanawiał skierować w jego stronę więcej niż jedno słowo, wiedział już że musiało stać się coś niedobrego.

— John — odpowiedział, zamykając drzwi za mężczyzną, który zaabsorbowany wielkością i samym wystrojem holu, gapił się jak zaczarowany, na obrazy wiszące na ścianach.

— Wydaję mi się, że mogłoby to pana zainteresować — powiedział i wyciągnął spod lady gazetę. Nowe wydanie Proroka, wyglądało na jeszcze nieprzeczytane, jednak nagłówek pierwszej strony był tym, na co wskazywał długi, kościsty palec recepcjonisty. Był tym, co w znaczący sposób powinno zainteresować Draco.

Mężczyzna sięgnął po gazetę, kątem oka zerkając na starszego pana, który zaczął z zainteresowaniem oglądać rzeźby ustawione wzdłuż frontowej ściany. Skrzynka z narzędziami leżała na podłodze, a awaria wodociągu nagle stała się sprawą drugorzędną, w obliczu artykułu, w którym Draco ulokował swoje zainteresowanie.

— Corban Yaxley.

— Ponoć został odnaleziony martwy, gdzieś na granicy Magicznego, a Mugolskiego Londynu. — Draco nie był przyzwyczajony do tego potoku słów, wypływającego z ust Johna. Ponadto wyczuwał w jego tonie szczere zmartwienie i dziwnego rodzaju troskę, co samo w sobie napawało go niepokojem.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz