7

862 102 13
                                    

Zielonooki wrócił do stajni, gdzie czekał na niego przyszły mąż. Uśmiechnął się do niego, po czym spojrzał na konia, którego ten głaskał. Gdy kiwnął głową, to odwrócił się do stajennego i zapytał się o cenę. Uniósł brew, ale bez mrugnięcia odmierzył kwotę i mu dał. Katsuki wyprowadził konia i ruszyli spowrotem na dziedziniec.

- To dla was - oznajmił Katsuki i wskazał konia. - Izuku wam go kupił - oznajmił i zanim królowa zdołała zaprzeczyć została mocno przytulona przez małżeństwo. Był w szoku, bo nikt go nie przytulał. Nigdy. Nawet jak zadrapał kolano, czy spadł z krętych schodów. Matka nigdy go nie przytuliła.  Niepewnie wtulił się w nich, czując ciepło.

- To prezent ślubny dla Katsukiego, on go wam przekazuje. - uśmiecha się delikatnie, gdy go puścili. - Ale jako moi przyszli teściowie też dostaniecie prezent. - uśmiechnął się delikatnie. - Jak będziecie wyjeżdżać, wam go pokaże - oznajmił.

- Królowo, musimy wyruszyć. Inaczej to może mieć złe konsekwencję. - oznajmili kłaniając się.

- Oh...

- Pozwól mi jechać z nimi. - oznajmił Bakugo. - Proszę. - oznajmił patrząc na niego. Izuku czuł, że nie będzie umiał mu odmawiać, gdy jest taki... Jak czuje, że musi.

- Nie puszczę cię. - oznajmił. - Nie samemu. Beze mnie się nigdzie nie ruszysz - szepcze cichutko. - Spakujecie nas. Luźne ubrania, jedziemy pracować. - oznajmił służce, która stała niedaleko. Jeden ochroniarz i jedna służka to była podstawa gdy wychodził.

- Królowo, to nie jest łatwa praca... Ani lekka. Nie powinnaś jej wykonywać - oznajmiła Mitsuki. - Zwrócimy ci Katsukiego, gdy tylko skończymy... - oznajmił, a ten pokręcił głową.

- Będziemy jechać za wami. - oznajmił. - Pomożesz służbie wybrać rzeczy z szafy, które będą się nadawały do pracy? Nie ważne, że się zniszczą - powiedział do przyszłego męża. - Ja pokaże prezent twoim rodzicom. - oznajmił, a ten pokiwał głową. Poczuł dziwną sympatię w tym momencie do Omegi... Chciała pomóc sama z siebie, bo na prawdę wcale nie musiała pomagać, a jednak. Oczywiście, na pewno znajdą mu łatwą pracę, ale i tak liczą się chęci. Midoriya zabrał rodziców chłopaka na miasto. Zabrali ze sobą też konia. Gdy się zbliżyli do wozu, małżeństwo nie chciało wierzyć. Strażnik, który pilnował tego, zdjął narzutę.  - Myślę, że dziesięć worków paszy dla konia powinno wam starczyć na jakiś czas, wóz jest lekki, ale solidny, ten wasz wyglądał na stary... W koszyku macie prowiant na drogę, świeży chleb, mięsa, wędliny, a nawet dorzuciłem świeżych owoców. - uśmiechnął się. - wystarczy przypiąć konia. - oznajmił spokojnie, po czym znowu doznał szoku, gdy ci go przytulili.

- Królowo, to za dużo...

- Jesteście rodzicami mojego przyszłego męża. Chce byście byli szczęśliwi i jeżeli będziecie mieli chęci, zaproszę was na zamek na stałe - oznajmił, a Mitsuki gwałtownie zamrugała.

- Dziękujemy... Jednak... Starych drzew się nie przesadza...

- To tylko propozycja. Spokojnie. Ruszymy za godzinę do waszej wioski. - oznajmił i uśmiechnął się, zawrócił na zamek i gdy wszystko było gotowe, małżeństwo ruszyło pierwsze, a Izuku i Katsuki w powozie z dwójką straży zamiast woźnicy, za nimi.

- Nie będzie luksusów jak w pałacu, nie będzie służących, tych wszystkich miękkich łóżek, tysiąca pomieszczeń i korytarzy....

- Ważne, że ty tam będziesz - szepnął chłopak. - Mogę... A nie ważne - położył głowę na jego ramieniu i zamknął oczy. Cieszył się z tego co miał.

****

Midoriya po długiej podróży był na prawdę wykończony, jednak dojechali do wioski z samego rana, więc nie mógł się położyć. Dom był na prawdę mały. Tak na prawdę trzy pomieszczenia, małe, bo małe ale przynajmniej były.
Gdy wszedł do środka zobaczył kuchnie i trzy pary drzwi, za jednymi była łazienka, w której się przebrał, w drugim pokój Bakugo i w trzecim sypialnia rodziców.  Gdy był gotowy to wyszedł do kuchni. Kobieta szykowała jedzenie, korzystając z wędlin i rzeczy z koszyka który im podarował. Położyła na stole dużo ryżu, oraz pokrojone kiełbasy, oraz zaprosiła wszystkich do stołu. Strażnicy początkowo odmówili, bo przy stole usiadła królowa ale ten sam im rozkazał by usiedli. Po jedzeniu był w sumie jeszcze bardziej śpiący, ale rodzina zbierała się do pracy.  Przeszli na pole które były za domem. Kobieta przez dłuższą chwilę patrzyła na nie intensywnie.

- Znowu to zrobił! - syknęła wściekła. - Czy on kiedyś przestanie do cholery?! Idę się z nim rozmówić! - oznajmiła, a Katsuki złapał ją za ramię.

- Znowu? Ja pójdę. Dostanie kilka razy w mordę to zwróci co nie jego. - oznajmił wściekły, a kobieta pokręciła głową.

- Jego synowie cię zabiją jak to zrobisz. Ja idę. A wy zacznijcie zbierać plony - oznajmiła poważnie i ruszyła przed siebie.

- Co się stało, Alfo? - zapytał cicho zielonowłosy, a ten warknął pod nosem. - Pierdolony gnojek co rok zabiera nam pasek plonów. Jest płot, ale wyczaja okazję i go przesuwa. Sam spójrz! Widać, że to nasze plony, on ma posiane co innego i kurwa jedna grządka tego co my? Zobacz, że nie tylko my jesteśmy okradani, z każdej strony ukradł pola! - syczy wściekły i idzie do szopy po narzędzia.

- Zwracacie mu uwagę? Nie może tak robić - oznajmił Omega oglądając to o czym mówił mężczyzna.

- oczywiście, ale chuj się dorobił pięciu alf, którzy są gotowi zabić jak ktoś tknie ojca, więc jesteśmy bezradni. - oznajmił. Zielonowłosy pokiwał głową, że rozumie po czym  wziął do ręki narzędzia od blondyna.

- Poczekamy aż wróci twoja mama - zdecydował i zabrał się za naukę zbierania plonów, tak jak i dwóch strażników ( nie zostało im to rozkazane, chcieli sami pomóc), wykonywaną przez męską betę, czyli ojca czerwonookiego.

Królowa (Bakudeku)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz