2.13. Aragog

130 14 36
                                    

Nadeszło lato. Wszystko na dworze przybrało żywe odcienie, wszystko zaczęło kwitnąć a w cieplarni kwiaty kwiaty przybierały rozmiary kapusty.

Bez Hagrida krążącego po zielonych łąkach z Kłem u boku, zielona sceneria z okien zamku była jakaś niepełna. Nie było też lepiej wewnątrz zamku.

Harry, Ron i Olivia próbowali odwiedzić Hermione ale teraz wszelkie odwiedziny były zakazane.

— Nie chcemy ryzykować — powiedziała pani Pomfley przez szparę w drzwiach szpitalnych. - Nie, bardzo mi przykro, to nie będzie możliwe, ponieważ istnieje możliwość, że napastnik wróci, by wykończyć tych biedaków...

Po odejściu Dumbledore'a wszyscy wpadli w panikę. Trudno było napotkać nie zasępioną twarz, a przypadkowy śmiech gaszony był zaraz panującą ponurością.

Olivii chodziły w myślach bezustannie słowa Dumbledore'a. Naprawdę opuszczę szkołę tylko wtedy, kiedy już nikt w całym Hogwarcie nie pozostanie mi wierny... Ci, którzy o pomoc poproszą, zawsze otrzymają. O co mogło chodzić? Kto ma poprosić o pomoc, skoro wszyscy są tak spanikowani, że niedługo stracą zmysły?

Hagrid miał o wiele łatwiejsze rady. Tylko, że jak na zawołanie, wszystkie pająki zniknęły. Cała trójka oglądała się za nimi uważnie na każdym kroku (Ron raczej niechętnie). Oczywiście było to utrudnione, ponieważ nie mogli chodzić samotnie po zamku, tylko w dużej grupie wszystkich Gryfonów.

Jednak był ktoś, kto cieszył się z gęstej atmosfery leków. Draco Malfoy chodził po szkole dumny jak paw, jakby mianowali go kapitanem drużyny Quidditcha.

Harry, Ron i Olivia zastanawiali się sporo czasu, co go tak cieszy, aż do pewnej lekcji eliksirów, dwa tygodnie po odejściu Hagrida i Dumbledore'a. Harry i Olivia, siedząc przed Malfoyem na eliksirach, podsłuchali jego rozmowę.

— Zawsze uważałem, że tylko mój ojciec może wykurzyć starego Dumbledore'a — powiedział, nie próbując nawet ściszyć głosu. — Mówiłem wam, że uważa Dumbledore'a za najgorszego dyrektora w historii Hogwartu. Może teraz dostaniemy kogoś porządnego. Kogoś, kto dopilnuje aby nie zamknięto Komnaty Tajemnic. McGonagall też już długo nie pociągnie, z resztą odwala tylko papierkową robotę...

Olivia ledwo się powstrzymała od wrednej odzywki. Snape przeszedł obok ławki Rona, powstrzymując się od uwagi na temat pustego miejsca Hermiony.

— Panie profesorze — powiedział głośno Malfoy — dlaczego pan nie kandyduje na stanowisko dyrektora?

— No, no, Malfoy — odrzekł Snape, ale nie mógł powstrzymać bladego uśmiechu. — Profesor Dumbledore został jedynie zawieszony przez radę nadzorczą. Mamy nadzieję, że niedługo do nas wróci.

— Tak, na pewno - powiedział Malfoy, chichocząc. — Ale gdyby Pan kandydował, mógłby Pan liczyć na głos mojego ojca. Powiem ojcu, że jest Pan najlepszym nauczycielem, panie profesorze...

Snape również zachichotał, krążąc po lochu. Na szczęście nie zauważył Seamusa, który udawał, że wymiotuje do kociołka.

— Dziwię się, że szlamy nie spakowały już swoich kufrów — ciągnął Malfoy. — Założę się o pięć galeonów, że niedługo ktoś wykorkuje. Szkoda, że to nie Granger...

Rozległ się dzwonek na przerwę, co było szczęśliwym zbiegiem okoliczności, bo po ostatnich słowach Malfoya Ron zerwał się z miejsca, więc w ogólnym rozgardiaszu, próba rzucenia się na Malfoya zastała niezauważona.

— Puśćcie mnie, muszę mu dołożyć — warknął, kiedy Harry i Dean uwiesili się na jego ramionach. — Mam wszystko gdzieś, nie potrzebuje różdżki, zabije go gołymi rękami...

Czarne życie | Olivia BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz