Astra tenebras 51

23 6 15
                                    

W przestronnej sali na tronie siedział, młody mężczyzna o długich platynowych włosach sięgających mu do pasa i oczach koloru szarej bieli. Miał na sobie długą srebrną szatę z najlepszego i najdroższego materiału ze złotymi haftami, a na jego głowie widniała korona z diamentami. Władcę tego jednak coś zdenerwowało? Siedząc, na tronie zaciskał, dłonie na podłokietnikach, tak jakby miał za chwilę je zmiażdżyć, własnymi siłami.

Był monarchą krainy, o której nikt nic nie wiedział od wieków! Jego ród dobrze zadbał oto, aby nikt nie mógł naruszyć tej ziemi. Dzięki temu udało mu się uniknąć wielu wojen i ataków, a także bitwy z Chaosem, która go w ogóle nie objęła. Czuł, jednak że coś się zmieniło? Król tajemniczej krainy był niespokojny. Miał nieodgadniony wyraz twarzy i jedynie co go zdradzało to jego oczy, w których można było wyczytać niepokój i strach.

Gdy tylko dowiedział się, że jego generał wraz z żołnierzami schwytali, intruzów poczuł, w momencie grunt sypiący mu się pod stopami. Jak to było możliwe i jakim prawem się tu dostali?! Sam zadawał sobie pytania, na które nie znał odpowiedzi. Zaszył się w tej sali, nie mając nawet zamiaru przesłuchać schwytanych. Postanowił, że nie zmruży oka, dopóki nie zostaną oni straceni. Nie mógł już się doczekać jutrzejszego popołudnia, aż to nastąpi i w końcu odzyska upragniony spokój. W pewnym sensie pojawienie się obcych na jego ziemi uznał za atak! Przerażała go myśl, że jego królestwo już nie jest żadną tajemnicą. Musiał się ich pozbyć! A jeśli było ich więcej? Jeśli jeszcze ktoś wie? Te i inne pytania kłębiły się w jego głowie, które tylko potęgowały jego strach. Nie mógł pozwolić, aby ktoś nieznajomy pałętał się po jego ziemi!

Nagle jego rozmyślenia przerwał dziwny hałas dochodzący za drzwi. Podskoczył, wstając z siedzenia z przestrachem i szybko bijącym sercem. Gdy usłyszał odgłosy walki i wrzask strażników; przestraszył się, oglądając nerwowo na boki, mając zamiar się schować. Nie było jednak mu to dane, ponieważ w tym momencie coś wyważyło drzwi z ogromną siłą, wyrywając je z zawiasów, które wpadły z głośnym hukiem do pomieszczenia wraz z żołnierzami. Wojacy leżeli jeden na drugim, jęcząc żałośnie. Władca spojrzał na nich z niedowierzaniem, a potem przeniósł swój wzrok na cztery osoby, które stanęły w progu z minami, jakby chcieli go poćwiartować! Zrobił kilka kroków w tył, trzęsąc się ze strachu.

— Nie uważasz, że mamy do pogadania tchórzu?! — Seiya postanowił odezwać się jako pierwszy.

Był wściekły! Nie dość, że to stąd prawdopodobnie pochodziły, stwory to jeszcze skazano, ich na śmierć bez sądu i bez żadnego wyjaśnienia. Nie wiedział, jakie w tej krainie panowało prawo, ale przeważnie wszędzie przesłuchiwano oskarżonych i szukano dowodów przeciwko nim. Kou uważał, że aby kogoś skazać, to najpierw trzeba udowodnić mu winę! Zostali oskarżeni o szpiegostwo, które i tak oczywiście było wyssane z palca. Nie musiał się domyślać, że ten mężczyzna był władcą tego królestwa, w którym jak widać, panowało bezprawie. Brunet spojrzał na mężczyznę z obrzydzeniem, wyczuwając od niego smród strachu!

Seiya postanowił pójść jako pierwszy, przeskakując przez dalej leżących żołnierzy wraz z drzwiami na podłożu. Taiki i Haruka poszli w ślad za przyjacielem. Galaxia natomiast postanowiła przejść po wojakach, jak po dywanie, nie omieszkując również wbić obcasu swojego buta w żebra któregoś z nich, słysząc jedynie bolesny jęk poturbowanego.

— Kim… kim wy… jesteście? — monarcha zapytał drżącym głosem. Cofnął się jeszcze bardziej do tyłu, gdy zauważył, że nieznajomi zamierzają podejść jeszcze bliżej.

Przyjaciele przystanęli w miejscu i w bezpiecznej odległości, widząc, że właściciel tych włości trzęsie portkami na ich widok. Zastanawiali się, czego on tak się boi? Przecież jeszcze nic mu nie zrobili!?

Astra tenebras Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz