Calvin/Agresja

17 4 0
                                    


Spadliśmy do czerwonej rzeczywistości. Normalny człowiek wpadłby w stan paniki. Jednak dla nas to niemalże codzienność. Oklepana codzienność. Chociaż Tupacu była tu zdecydowanie krócej niż ja, jej wzrok nie okazywał, chociażby krzty strachu. Nagle z nieba zaczęły spadać czarne postacie. Ich ohydne formy, zaczęły przekształcać się w ludzi. Czułem jak moje prawdziwe ciało, zaczyna wyrzucać z siebie energię. Jednak nowopowstali ludzie, nie byli po prostu przypadkowi. Widziałem moich kolegów i przyjaciół z OEOP, widziałem moich rodziców. Widziałem tę dziewczynę, której imienia miałem nie zapominać. Bestie w kształcie moich bliskich, rzucili się na mnie. Tupacu tuż obok mnie, przeżywała dosłownie to samo. Z ich palców wystawały wielkie szpony, szpony, które rwały mięso mojej mentalnej formy. Krzyczałem z bólu i agonii. Bez snu, takie coś byłoby śmiertelne. Jednak w świadomych koszmarach, możliwe było wszystko. Próbowałem wyjść ze snu, tak by nie czuć tego bólu. Nie dało się. Gdy nagle Tupacu, rwana przez obce formy pchnęła mnie. Razem wyfrunęliśmy ze snu.

Znaleźliśmy się w białej rzeczywistości. Tupacu spojrzała w nieistniejące niebo.

- Czujesz to? - spytała.

- Co?

- Potężny władca umysłu, bardzo potężny, zbliża się.

Cierp, aniołkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz