Rozdział 40 - Prysznic

11 3 0
                                    


W ciasnej kabinie prysznica zbierała się ciepła para wodna. Nawet czekoladowe mydło nie mogło stłumić tego jak ohydny zapach miała woda z Tsumicity. Nie wiem czy filtry były wymieniane kiedykolwiek od czasów powstania miasta. Myjąc się w mieście grzechu, podstawą jest pamiętanie o zamykaniu ust. Gdy nie wdychałam cuchnącej pary i delektowałam się ciepłym strumieniem twardej wody, wcierając gąbkę pokrytą pachnącym mydełkiem, kąpiel była przyjemna. Przypadkowo spadła mi gąbka. Schyliłam się by je podnieść, gdy zobaczyłam coś tak bardzo nastolagicznego. Nadal miałam na kostce opaskę uciskową. Zapomniałam jej zdjąć, nawet nie wiem jakim cudem wcześniej jej nie zauważyłam. To od niej założenia wszystko się zaczęło. Miałam moje moce tyle czasu ile tą opaskę. Zwykły, całkowicie pospolity przedmiot medyczny, przedmiot który można dostać w każdej aptece. Przedmiot który powodował że zbierały mi się łzy w oczach. Wyszłam spod prysznica, przygryzając wargę. Wytarłam łzy ręcznikiem. Nostalgia jest dziwnym uczuciem, ale łzy które wywołuje są jeszcze dziwniejsze. Osuszyłam resztę ciała z wody i zrobiłam szybkie samobadanie piersi. Może nie wiem czy nie zginę jutro, ale zawsze lepiej być świadomym tego czy nie ma się żadnego nowotworu*. To typ chorób który przerażał mnie najbardziej ze wszystkich. Zabija latami, nie dając często żadnych objawów. Dopiero gdy stadium jest zaawansowane a szansa na wyleczenie niskie, zaczyna się cokolwiek czuć. Jako że na razie wszystko było w normie, ubrałam się i wyszłam z łazienki.

Chwytając moją torbę i wciskając kapelusz na głowę, opuściłam także mieszkanie. Chociaż nikt ode mnie tego nie oczekiwał, czułam że muszę to w końcu zrobić. Bez tego czułam się niepełnie, jakbym straciła tę tak ważną część życia. Nawet jeśli wciąż wierzyłam i modliłam się, bez chodzenia tam przestawałam czuć się częścią wspólnoty. Ciepłe promienie słońca padały na brudne ulice. Dobrze że ubrałam kapelusz, jeśli umrę teraz przez udar słoneczny, zmarnuję wszystko co przeszłam. Sprawdzałam wcześniej czy w Tsumicity znajduje się jajakolwiek świątynia mojego wyznania, jakim było Rucriteria. Trzyciliśmy aż trzech bogów, Wielkiego Świetlistego, Wielkiego Naturalnego i Wielkiego Pięknego. Sama nie wiem czemu wybrałam akurat to wyznanie. Zależało mi na czczeniu Wielkiego Świetlistego, jednak nie istnieje jakiekolwiek wyznanie, tyczące się tylko jego. Na dłuższą metę, niemożliwe było czczenie dobrego boga, bez chociażby nieświadomego czczenia boga zła. Dlatego każde wyznanie chcąc czczic Wielkiego Świetlistego, musiało czczić także innego boga. W Tsumicity nie było żadnej świątyni, ani chociaż kapliczki jakiegokolwiek wyznania Wielkiego Świetlistego. Jednak szukając w internecie, udało mi się znaleźć kapliczkę każdemu wyznaniu Wielkiego Pięknego, znajdującej się blisko mnie. Dotarcie do niej było moim celem. Jednak dotarcie tam nie było takie łatwe jak z początku mi się wydawało. Błądziłam po mieście, żałując że nie miałam telefonu z GPS. Gdy poraz ósmy trafiłam do tej samej uliczki, trafił mnie szlak. Musi być inny sposób. Weszłam do najbliższego spożywczaka, chcąc spytać się kasjerki o drogę.

- Dzień dobry! - Weszłam do sklepu.

Odpowiedziała mi cisza. Zobaczyłam to co robiła sprzedająca staruszka. Patrzyła się w telewizor, na jej twarzy malowało się przerażenie. Słyszałam jej myśli, myśli niepoukładane które miały sens tylko dla niej, zrozumiałam że widziała walkę i bardzo chciała żeby jedna strona wygrała. Spojrzałam się w telewizor i zatkało mnie. Gdzieś w wielkim mieście, pośród olbrzymich wieżowców, dwójka ludzi toczyła podniebną walkę. Znałam ich, znałam ich chociaż wolałabym nigdy nie musieć ich poznawać. Nocna Anielica walczyła z Pszczelarzem. Chociaż raczej próbowała go zabić ostrzami swoich piór. Mężczyzna przegrywał, przegrywał chociaż poświęciliśmy dla niego Edwina. Musiałam coś zrobić, jego ofiara nie mogła pójść na darmo. Musiałam mu pomóc, chociaż był tak daleko, nie mógł po tym wszystkim zginąć. Zmusiłam się do myślenia co zrobić żeby mu pomóc. Jednak do głowy nie przychodziło mi do głowy nic, poza użyciem mocy na odległość. Elinor przecież się udało. Skontaktowała się ze mną na odległość, chociaż nawet mnie nie znała. Ja znałam obydwie walczące strony. Musiałam użyć mocy na Mrocznej Anielicy. Tylko tak mogłam mu pomóc. Skupiłam całą swoją uwagę na walczącej kobiecie, ból zaczął powoli mnie zalewać,z każdą sekundą stając się coraz silniejszy. Przygryzłam wargę. Musiałam to wytrzymać. Wytrzymać żeby móc go uratować. Nie mogłam złapać Nocnej Anielicy. Przycisnęłam bardziej. Gdy nagle upadłam na ziemię. W moich uszach rozległ się okropny, donośny pisk, próbowałam zakryć swoje uszy, chociaż zdecydowanie dźwięk pochodził z mojej głowy. Nie mogłam się ruszyć, a ból stał się przerażająco bardziej bolesny. Po prostu zamknęłam oczy, ze świadomością że nie udało się, nie mogłam użyć mojej mocy na odległość. Dostałam ataku psionicznego.

Atak się skończył, jednak czułam że coś jest bardzo nie tak. Sprzedawczyni podbiegła do mnie i delikatnie mną potrząsała.

- Wszystko dobrze? Słyszy mnie pani? Mam wezwać karetkę? - Pytała.

- Wstrząs anafilaktyczny - powiedziałam, chociaż nie miało to żadnego sensu.

Podniosłam się z ziemi i wybiegłam.

Na ulicach kręciło się więcej ludzi niż zwykle. Gdy odkryłam co mi nie grało. Nie słyszałam niczyich myśli. To nie możliwe żeby wszyscy ludzie dookoła mnie byli psionikami. Spróbowałam użyć na kimś swojej mocy, ku rozpaczy odkryłam, że nie mogłam. Nie mogłam nawet ruszyć nieistniejącej ręki. Serce zabiło mi szybciej. Straciłam moce? Przecież to nie możliwe. Moce istnieją aż do końca życia swojego posiadacza, nie możliwe jest odebranie ich. Nawet ja to wiedziałam. Jednak zniknęły, nie mogę ich użyć. Co się stało? Czy zniknęły tak jak się pojawiły? Czym one w ogóle były.

Usiadłam na krawężniku, łapiąc się za głowę. Przypomniałam sobie co jakiś czas temu mówił mi Calvin. Czasem po ataku psionicznym, pojawiają się efekty uboczne. Jednym z nich jest tymczasowa utrata mocy. Właśnie to się ze mną działo. Na ile zniknęły? Na kilka minut? Na dzień? Rok? Co jeśli zaraz ktoś mnie zaatakuje? Wiedziałam że najlepszym rozwiązaniem będzie powrót do domu. Jednak wtedy odkryłam że nie mam pojęcia gdzie jestem. Zaczęłam chodzić i rozglądać się za jakimkolwiek znajomym miejscem. Jednak nic nie przypominało jakiejkolwiek znanej mi ulicy. Gdy wybiegłam przed siebie zgubiłam nawet trasę do kapliczki. Musiałam spytać się kogoś o drogę do placu przy mieszkaniu, nawet jeśli wiedziałam że ludziom w Tsumicity nie można ufać. Podeszłam do przypadkowej kobiety.

- Przepraszam... wie pani gdzie znajdę - Moje pytanie zostało przerwane.

- Witaj Betty Bryan.

Kobieta ruszyła ręką, z dziur w płytkach zaczęły wyskakiwać małe niedźwiadki, demoniczne niedźwiadki. Zaczęły łączyć się w wielkiego demono-niedźwiedza. Nim zdążyłam zareagować. Niedźwiedź uderzył mnie wielką łapą. Usłyszałam przerażający trzask i poczułam silny ból w klatce piersiowej. Oddychanie stało się trudne. Patrzyłam się tylko z przerażeniem na kobietę. Chciała mnie zabić. Nie mogłam się bronić. Czy moje życie miało właśnie tak się skończyć? Miałam zostać zabita przez wielkiego niedźwiedzia? Kobieta usiadła przy mnie.

- To było łatwiejsze niż myślałam - powiedziała.

Poczułam ukłucie w ramię, a świat zaczął zalewać się czernią.

Wyjaśnienia:

1) Ale na serio. Jeśli masz piersi, bez względu na rozmiar, pamiętaj by regularnie robić samobadanie! 



Jeśli to czytasz, miłoby było zobaczyć po Tobie jakiś ślad :).

Cierp, aniołkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz