Prolog

438 5 0
                                    

Obudził mnie straszny hałas, głowa bolała mnie niemiłosiernie. Zaczęłam rozglądać się dookoła, niestety jedyne co widzę to ciemność i wnerwiająca czerwona dioda, która mruga.
- Halo, jest tu ktoś?- zaczęłam wołać łudząc się, że ktoś mi odpowie.
Jednak po pewnej chwili do moich uszu dobiegł chłopięcy głos:
- Pomocy, chcę stąd wyjść.
- Hej, wy dwaj przestańcie się wydzierać, trzeba stąd uciekać! - odkrzyknął kolejny głos.
- Kim jesteście? Gdzie my jesteśmy? I dlaczego nic nie pamiętam? - zaczęłam panikować a pytania, które były w mojej głowie wyleciały przez moje usta, jak z procy.
- Ja też nic nie pamiętam. - odpowiedział pierwszy chłopak.
- Ja chyba pamiętam swoje imię, jestem George.- odrzekł drugi chłopak już bardziej spokojnie.
Nagle skrzynia z metalowymi kratami, w której siedzieliśmy gwałtownie uniosła się w górę. Po chwili usłyszałam okropny dźwięk alarmu. Zasłoniłam dłońmi uszy, żeby chociaż trochę zniwelować ten okropny dźwięk. Nastała cisza.
Przez moment było spokojnie ale nie na długo. Ktoś albo coś dotknęło mojego ramienia, zaczęłam krzyczeć.
- Ej, już spokojnie to tylko ja, George. - chłopak zaczął mnie uspakajać, pomimo tego że go nie widziałam czułam się bezpiecznie.
- Nie chcę Wam przeszkadzać ale widzę światło w szparze nad nami i miło by było gdybyśmy stąd wyszli zanim tlen mam się skończy. - zagadnął pierwszy chłopak.
- Dobra, to ja Cię podsadzę, a Ty spróbujesz otworzyć klapę. - zaproponował George.
- Spróbuję. - odrzekłam bez większego przekonania
Po paru nieudanych próbach zaczęłam się denerwować.
- Spróbuj jeszcze raz jak teraz Ci się nie uda to my we dwóch to zrobimy. - powiedział delikatnie chłopak bez imienia.
- To jeszcze raz. Trzy, dwa jeden. - George podrzucił mnie a ja popchnęłam klapy z całej siły. Góra pudła zatrzeszczała i po chwili cała nasza trójka zasłania sobie oczy, ponieważ słońce raziło bardzo mocno. Gdy nasz wzrok dostosował się do jasności dokładnie mogłam zobaczyć gdzie jestem. Znajdowałam się w pudle bardziej podobnym to klatki. Wokół mnie było pełno skrzyń, dostrzegłam nawet zwierzęta hodowlane. Lecz co zwróciło moją uwagę najbardziej to, że stałam na przeciwko dwóch chłopaków o długich włosach. Jeden był ciemnoskóry i miał dredy a drugi był urody bardziej meksykańskiej.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- To teraz trzeba wyjść

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- To teraz trzeba wyjść. - powiedział dredziaż, tym samym przerywając ciszę.
- Jasne to my wyjdziemy a Ty tu zostań i będziesz nam podawał rzeczy. - zaproponował George patrząc mi prosto w oczy. Trochę się zdziwiłam że użył formy męskiej ale postanowiłam puścić to i wykonać powierzone mi zadanie.
Przytaknęła tylko głową i wzięliśmy się do pracy. Gdy przeniosłam worek usłyszałam cichy szloch.
- Chłopaki, tu ktoś płacze. - krzyknęłam do kompanów.
- Już idę sprawdzić. - oznajmił George i po chwili stał już obok mnie.
- Hej spokojnie nikt Cię nie skrzywdzi, pokaż się. Nie bój się. - próbowałam namówić osobę, która płakała żeby się pokazała i faktycznie za skrzyni wychylił się cały zapłakany blondyn.
- Pomożecie mu,sam nie dam rady? - szlochał nowo znaleziony chłopak.
- Spokojnie zajmiemy się nim a Ty spróbuj wyjść, na górze jest nasz sztamak. - zachęcił go George.
- Sztamak?- Zapytałam.
- No tak musimy mieć jakiś slang. - odpowiedział lakonicznie Meksykanin. - A teraz pomóż mi z tym czymś, żeby biedaczek mógł wyjść.
Zabraliśmy się za przenoszenie skrzyni i faktycznie rudowłosy chłopak leżał nieprzytomny.
Dredziaż rzucił nam linę. George wspiął się po niej a ja obwiązałam ją wokół nieprzytomnego chłopaka.
W końcu nadszedł czas, aż ja wyjdę z pudła. Gdy moje ręce dotknęły trawy zaczęłam się rozglądać „Gdzie my do cholery jesteśmy."~pomyślałam.
Nie miałam czasu się bardziej przyjrzeć otaczającej mnie przestrzeni ponieważ blondyn zaczął uciekać nie wiadomo dlaczego. Zaczęłam go gonić. Niestety nie był to dobry pomysł. Wbiegłam razem z chłopakiem do lasu. W porę się zatrzymałam, niestety mój towarzysz nie i wbiegł do jeziora. W pewnym momencie zaczął tonąć. Wskoczyłam za nim do wody, ale po chłopaku nie było śladu.
Wyszłam z lasu cała mokra i wróciłam do moich towarzyszy.
- Hej a Ty gdzie byłeś? - zapytał George.
- Nie udało mi się go uratować. Ten blondyn utonął przeze mnie.- wyszeptałam.
- Nie martw się sztamaku, jesteśmy tu razem i jeśli będziemy trzymać się razem to przeżyjemy. - dodał dredziaż.
Po paru minutach niezręcznej ciszy stwierdziłam, że ktoś musi zacząć rozmowę
- Jak ten chłopak ? - wskazałam na leżącego młodzieńca.
- Oddycha ale jeszcze się nie obudził. - odrzekł George.
- Jeszcze jest wcześnie może rozładujemy to z czym przyjechaliśmy  w pudle ? - zapytał ciemnoskóry.
- Dobry plan, to Ty zajmij się nieprzytomnym a ja i ten tu sztamak(mówiąc to wskazał na mnie) pójdziemy rozładować resztę. - zaproponował George.
- A może zapytacie mnie o zdanie? - spytałam już lekko zdenerwowana ich zachowaniem. - To że jestem dziewczyną, nie oznacza że mój głos się nie liczy. - dodałam oburzona.
Zapadła niezręczna cisza, którą oczywiście przerwać musiałam ją, bo żaden z moich towarzyszy by tego nie zrobił.
- Dobra chodźcie po resztę rzeczy, ten chłopak jeszcze się nie obudzi. - Mówiąc to ruszyłam do pudła.
Dzień jakoś zleciał na rozładowywaniu różnych przedmiotów, zwierząt i innych pierdół.
Wyczerpani rozpaliliśmy ognisko usiedliśmy i zaczęliśmy jeść.
- A zastanawialiście się do czego ten mur może służyć?- zapytał dredziaż przerywając tym jedzenie.
- Nie wiem Świeżyno ale pewnie niedługo się tego dowiemy. - odrzekł George.
- Geo, dlaczego wymyślasz nowe słowa?. Przecież to nie ma sensu. - zapytałam kończąc moją porcje.
- Szczerze tak będzie łatwiej się przyzwyczaić do nowej sytuacji, w której się znaleźliśmy. - odrzekł Meksykanin.
- Myślicie że zostaniemy w Strefie na dłużej? - zastanawiał się ciemnoskóry.
- Kto to wie. - westchnęłam patrząc w gwiazdy.
Nagle dobiegł do nas okropny hałas zaczęliśmy się rozglądać i ku naszemu zdziwieniu mury wokół nas zaczęły się zamykać. Patrzyliśmy na to wszystko z otwartymi buziami, w końcu wrota z czterech stron się zamknęły.
- No dobra to chyba oznacza, że czas spać. - stwierdziłam lekko przestraszona tym co się przed chwilą stało.
- Ta masz racje, dobranoc Greenie. - odrzekli chórem.
I tak oto kończy się pierwszy dzień, w nowym miejscu z obcymi ludźmi. Zobaczymy co nas czeka w tej Strefie.


Oto pierwsza część prologu mojej pierwszej książki.
Rozdziały nie są jakoś super sprawdzone. Za wszystkie błędy ortograficzne bardzo przepraszam mam nadzieję, że nie będą one utrudniać czytania.
Jak zobaczycie jakieś rażące błędy napiszcie w komentarzach.
See you next time
MetalDancer18

Together till the end  - Maze RunnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz