11

51 2 0
                                    

AMELIA POV
Tak więc ludzie Jorge'go zabrali nas i powiesili do góry nogami tuż nad przepaścią. Na szczęście pas od Teresy miał zapinane kieszenie i broń mi nie wypadła.
- Doskonały plan Thomas, posłuchajmy co powie.- rzekł sarkastycznie Azjata.
- Zamknij się Minho.- odwarknął brunet. - Może spróbujmy sięgnąć liny.- zaproponował.
Wszyscy zaczęliśmy robić brzuszki, znaczy próbowaliśmy dosięgnąć liny przywiązanej do naszych nóg. Usłyszeliśmy kroki, więc zaprzestaliśmy poprzednią czynność.
- Jak Wam się podoba widok.- powiedział Jorge.
- A Ty czego do cholery chcesz?- zapytał ostro Thomas.
- I takie pytania to ja lubię.- zaśmiał się Latynos. - Moi ludzie chcą Was odsprzedać DRESZCZ'owi, no może oprócz Ciebie.- mówiąc to pokazał na mnie.- Była byś ich zabaweczką, wiecie brak im ambicji. W przeciwieństwie do mnie i wydaje mi się, że tutaj jesteśmy podobni.- wytłumaczył z uśmiechem.
- Ej krew zalała mi mózg, czy on gada brednie?- rzekł zdziwiony Minho.
- Powiedzcie co wiecie o Prawym Ramieniu?- zapytał i dotknął dźwigni.
- Nie wiemy wiele.- wytłumaczył Thomas.
Nagle Jorge pociągnął za trzymaną wcześniej dźwignie. Polecieliśmy w dół. Moje serce biło jak szalone.
- Co jest purwa z Tobą nie tak!- krzyknęłam.
- Ogej, ogej.- zaczął Thomas.- Ukrywają się w górach. Wiemy, że zaatakowali DRESZCZ i uratowali grupkę dzieciaków. Tyle co wiemy.- dodał.
Mężczyzna chciał coś powiedzieć lecz przerwał mu jeden z jego ludzi.
- Jorge, co Ty tu robisz?- zapytał grubas.
- Rozmawiałem z nowymi przyjaciółmi.- spojrzał na nas.- Właśnie skończyliśmy. - mówiąc to zaczął kierować się do wyjścia.
- Hej, czyli nam nie pomożesz?- wypalił Thomas.
„Co za matoł, przecież tu stoi jeden z jego ludzi. Jasne, że nam nie pomoże."- pomyślałam.
- Spokojnie hermano.- wyszedł.
- Już niedługo przyleci po Was DRESZCZ. - zaśmiał się grubas i równiej wyszedł.

JORGE POV
Te dzieciaki to moja przepustka do Prawego Ramienia. Zaprowadzę je w góry i dołączę do tej wielkiej organizacji. Szybko udałem się po swoje rzeczy. Sprawdziłem broń i spakowałem ją. Nastawiłem płytę, która spowoduje wybuch. Ręce trzęsły mi się z nerwów, nie miałem dużo czasu.
- Mogę wiedzieć co robisz?- usłyszałem kobiecy głos.
Odwróciłem się i zamarłem. Przede mną stała Brenda z założonymi rękami na piersiach.
Podszedłem do niej.
- Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy ale cicho, nikt nie może Cię zobaczyć.- wytłumaczyłem.
- Chcesz stąd uciec?- oburzyła się.- Stworzyłeś to miejsce, nie możesz po prostu odejść.- dodała.
- Te dzieciaki to szansa dla nas. Wirus się rozprzestrzenia coraz szybciej. Nie mogę pozwolić na to, że się zarazisz. Co ja wtedy zrobię.- kontynuowałem wywód.
- To co by było konieczne.- przerwała mi.
- Oczekujesz, że wpakuje Ci kulkę w głowę?- zapytałem niedowierzając.
- Tak, zrobiłabym to samo. Jesteś dla mnie ważny Jorge.- powiedziała patrząc mi prosto w oczy.
- Idź po naszych więźniów, uciekamy z tej rudery.- powiedziałem z uśmiechem.
- Co zamierzasz zrobić?- zapytała przy wyjściu.
- Puszczę im moją ulubioną piosenkę. - mówiąc to puściłem jej oczko.
- Kurde, nieźle.- skomentowała i wyszła.
„Czas w końcu się stąd wynieść."~ pomyślałem.

Together till the end  - Maze RunnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz