Rozdział 14

117 17 5
                                    

Wkroczyliśmy do długiego tunelu, którego ciemność rozświetlały słabe strugi światła padającego z naszych latarek. Mason pospiesznie sięgnął do plecaka, wyjmując z niego racę, po czym odblokował zawleczkę i rzucił  ją na ziemię. Jasne światło rozświetliło szare ruiny starej stacji, do której prowadził długi tunel całkowicie pogrążony w mroku. Wytężyłam wzrok, rozglądając się do około. Moim oczom ukazały się popękane mury pokryte graffiti, a pod nogami sterta gruzu osadzona na żelaznych torach. Miałam wrażenie, że to miejsce zostało celowo zrównane z ziemią, aby odciąć drogę na drugą stronę muru.

- Jacob widzisz jakieś oznaczenia? -spytał Mason, odpalając kolejną racę.

- Nie jeszcze nic nie widziałem.

Ich głosy poniosły się po tunelu, budząc gdzieś w głębiach ich zniekształcone echo. Wtedy też z jego otchłani dotarł do naszych uszu wyraźny szmer. Przysłuchując się tajemniczemu dźwiękowi, momentalnie stanęłam. Mason natychmiast chwycił za karabin, zwalniając zamek, po czym bezszelestnie, przycisnął się do ściany i ruszył w głąb tunelu. Jacob natychmiast skierował się w jego stronę, dając mi znak, żebym do nich dołączyła. W naszym polu widzenia pojawił się na ułamek sekundy wyrwany z ciemności niewyraźny kształt, który pędem rzucił się w czarną otchłań tunelu.

- Szczury. - niemal, że szeptem zakomunikował Mason, wolno odwracając się w naszą stronę.

- Tak, ale nie takie zwykłe tylko cholernie duże. - wycedził przez zęby zmieszany Jakob.

- Powinnam na nie uważać? - spytałam, nie wiedząc, jak zareagować.

- Lepiej nie nadepnij żadnemu na ogon. - zażartował Mason.

- Coś jeszcze jest w tych tunelach, o czym powinnam wiedzieć? - kontynuowałam poważnym tonem.

- Nie powiem, że nie ma, ale jak na razie nie spotkaliśmy niczego nadzwyczajnego. Jednak zawsze lepiej zachować ostrożność. - wytłumaczył pospiesznie Jacob, wyjmując z plecaka starannie złożoną mapę.

Chłopak rozłożył ją na jednej ze ścian, przyświecając sobie latarką i uważnie ją studiując. Na mapie ukazana była siatka tuneli, która tworzyła jeden wielki labirynt długich linii i rozgałęzień połączonych ze sobą w jedną całość.

- Na wysokości pięciuset metrów jest czwarte rozwidlenie, tam powinniśmy odbić w prawo. - oznajmił, kierując światło latarki na mury i w skupieniu czegoś poszukując.

- Jesteśmy na stu pięćdziesięciu metrach. - zawołał Mason, świecąc na białe cyfry, znajdujące się po prawej stronie muru.

Przeszliśmy kolejne metry w ciszy, powoli zagłębiając się w martwą otchłań tunelu. Gdy dotarliśmy do rozwidlenia, Jacob ponownie przestudiował mapę, wskazując nam drogę.

- Często wybieracie się za mur? - spytałam, zaskoczona ich zdezorientowaniem.

- Chodzimy raz w miesiącu, ale ponieważ się zmieniamy, czasem zdarza się, że między pierwszą a drugą wyprawą są dwa miesiące. Dlaczego pytasz?

- Nie zgódź się ze mną, jeśli nie mam racji, ale mam wrażenie, że nie znacie drogi.

- Nie zaprzeczę, że tak nie jest. Po prostu w ciemnościach trudniej ją odnaleźć. - wtrącił Mason, wyłaniając się z mroku i durnie się uśmiechając.

- No cóż, to nawet logiczne.- stwierdziłam, podążając w jego kierunku.

Przeszliśmy kolejne metry, gdy znów zapadła między nami cisza, którą po chwili przerwał Jacob.

- Znalazłem! To tutaj- wykrzyknął z nutą aprobaty w głosie.

Po tych słowach skierował snop słabego światła na kawał metalowej konstrukcji, ukrytej w ciemnościach. Dopiero gdy przymrużyłam oczy, dotarło do mnie, że obiektem, który wskazywał, były stare, zardzewiałe drzwi, zabarykadowane betonowym blokiem.

Z INNEJ STREFY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz