Przez kolejne dni, każdy moment spędzony razem z szatynką nabierał dla mnie wyjątkowego znaczenia. Każde wspólne śniadanie, nawet te najprostsze rozmowy przy kawie, czy spokojne wieczorne spacery stawały się kroplami, które wypełniały naszą nieodkrytą relację. To było jak odkrywanie nowego świata, pełnego subtelnych niuansów i niezgłębionych tajemnic.
Szatynka była jak zagadka, którą powoli odkrywałam, jedna warstwa za drugą. Wciąż tkwiły w niej pewne nieuchwytne elementy, ale to właśnie one sprawiały, że odczuwałam jeszcze większe zaciekawienie. Jej uśmiech, spojrzenia, sposób, w jaki poruszała dłońmi – wszystko to stawało się dla mnie istotne, a moje zmysły wychwytywały każdy drobiazg, który pomagał mi lepiej zrozumieć tę fascynującą osobę.
Czasami wystarczało jedno spojrzenie, abym wiedziała, co czuje, choć słowa nie były jeszcze wypowiedziane. Były momenty, gdy nie musiałyśmy mówić, a wciąż byłyśmy na tej samej fali. Nawet w ciszy między nami unosiła się jakaś niewidzialna nić, która nas łączyła i umożliwiała swobodną wymianę myśli i emocji.
To nieustanne poznawanie drugiej osoby sprawiało, że z każdym dniem czułam się coraz bardziej pewnie i komfortowo w jej obecności. Niechęć do oddzielenia się od niej była coraz silniejsza, a każdy moment spędzony u jej boku stawał się drogocenny. Czy to rozmawiając o naszych pasjach, czy tylko wpatrując się późnymi wieczorami w gwiazdy, czułam, że nasza więź staje się coraz głębsza.
Czasami wydawało mi się, że w jej spojrzeniu dostrzegam iskrę czegoś więcej, coś, co może prowadzić do odkrycia naszych niespełnionych uczuć. Jednakże wciąż tkwiły we mnie obawy i wahania. Czy jestem gotowa na to, aby wyznać to, co czuję? Czy oby na pewno obie jesteśmy na tej samej fali? To pytania, które mi towarzyszyły, a które stopniowo prowadziły mnie do decyzji, której jeszcze nie byłam pewna, czy jestem w stanie podjąć.
Dochodziło do mnie, że każdy kolejny dzień zbliżał mnie do pewnego punktu – momentu, w którym musiałam podjąć decyzję. Były chwile, gdy ta myśl budziła we mnie ekscytację i radość, a jednocześnie wewnętrzny niepokój. Czułam, że to, co się między nami działo, było czymś wyjątkowym, coś, co mogło przekroczyć granice przyjaźni.
Raven była wciąż obok mnie, podobnie jak ciepłe letnie powietrze, które otaczało nas podczas naszych spacerów. Jej obecność stawała się dla mnie coraz bardziej naturalna, a nasze rozmowy przenikały się nie tylko słowami, ale również spojrzeniami i gestami. Choć wciąż były obszary naszych życiowych historii, które pozostawały w cieniu, czułam, że nie jestem już sama, że ktoś jest gotów mnie wysłuchać.
****
Kiedy dziewczyna oznajmiła, że tego wieczoru wybieramy się z jej przyjaciółmi do klubu, postanowiłam, że po powrocie wyznam jej, co do niej czuję. Nie miałam już siły ukrywać swoich emocji, a spotkanie z Eva i Lianem, było dla mnie pozytywną odskocznią od przytłaczających mnie myśli.
Tłum ludzi, głośna muzyka i migające światła sprawiły, że poczułam się rozluźniona i miałam ochotę na szampańską zabawę. Szatynka pewnym ruchem chwyciła mnie za dłoń, zwinnie przeciskając się przez tłum zebrany na sali. Przy barze jak zawsze czekali na nas jej przyjaciele, machając do nas z daleka. Gdy w końcu do nich dotarliśmy, Eva chwyciła mnie w mocny uścisk, radośnie mnie witając. Liam od razu wręczył mi kufel zimnego piwa, szeroko się uśmiechając. Piątkowy wypad do klubu był ich standardową rutyną, która również wkradła się w moje życie. Czułam się dobrze w ich towarzystwie i byłam wdzięczna Raven, że mogłam ich poznać.
- Co u ciebie złotko? - spytała Eva, obejmując mnie przyjaźnie ramieniem.
- Trochę się wydarzyło, od kiedy ostatnio się widziałyśmy. - rzekłam, posyłając w jej kierunku szeroki uśmiech.
CZYTASZ
Z INNEJ STREFY
RomansaPisząc to opowiadanie, przeniosłam się w czasy po apokaliptycznej Ameryki Północnej, w której po wybuchu bomby biologicznej, zbudowano mur dzielący skarżoną strefę od tej zamieszkałej przez ludzi. Opowiadanie jest o młodej dziewczynie o imieniu Broo...