Delikatny uśmiech zagościł na moich ustach, gdy poczułam na twarzy ciepłe promienie popołudniowego słońca, wdzierające się przez zasłony. Enigmatycznie przeciągnęłam się na łóżku, przecierając zaspane powieki. Głośne westchnienie wydobyło się z moich ust, kiedy dotarło do mnie, gdzie się znajduję. Wplotłam palce we włosy, próbując uporządkować natłok minionych wspomnień. Rozejrzałam się do około, przypominając sobie zdarzenia, które miały miejsce jeszcze nie tak dawno temu.
- A jednak to nie był sen.- pomyślałam, jeszcze szerzej się uśmiechając.
Z głębokiej kontemplacji wytrąciło mnie ciche pukanie do drzwi. Pospiesznie poprawiłam się na łóżku, przyjmując wygodną pozycję.
- Proszę - rzuciłam ciągle zaspanym głosem.
Wstrzymałam powietrze, kiedy w drzwiach ukazała się smukła postać szatynki, której niebieskie oczy momentalnie spotkały się z moimi. Dziewczyna niepewnie weszła do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi i posyłając w moim kierunku uśmiech, który miał w sobie coś nieodgadnionego.
- Obudziłam cię?- spytała cichym tonem, nie odrywając ode mnie spojrzenia.
- Właściwie to nie. Już nie spałam. - oznajmiłam na jednym wydechu.
Zapadła między nami cisza, a nasze spojrzenia toczyły ze sobą niewidzialną walkę, przenikając się nawzajem. Miałam wrażenie, że obie nie byłyśmy pewne, jak mamy się zachować. Każda kolejna sekunda trwała w nieskończoność, powodując, że dziwna atmosfera wypełniła pomieszczenie. Kierowana impulsem, przygryzłam nerwowo dolną wargę, pytając:
- Raven?
- Tak? - spytała, a w jej oczach odbiły się promienie popołudniowego słońca.
- Wszystko w porządku? - kontynuowałam, zbierając się na odwagę.
- Chciałam cię spytać o to samo. - oznajmiła, a na jej policzkach ukazały się lekkie rumieńce.
- Żałujesz? - spytałam prawie że niesłyszalnym tonem, obawiając się najgorszego.
Szatynka bez słów podeszła w moim kierunku, siadając na brzegu łóżka. Wolno chwyciła moją dłoń, szczelnie zamykając ją w swojej.
- Nie. - odrzekła pospiesznie, rewanżując się pytaniem. - A ty?
Słysząc wypowiedziane przez nią słowa, poczułam, jak krew w moich żyłach zaczyna buzować, a niesamowity przypływ energii rozrywa każdą komórkę mojego ciała.
- Nie, absolutnie nie żałuję. Gdybym mogła, zrobiłabym to ponownie. - odpowiedziałam pewnym siebie tonem, nie ukrywając malującej się na mojej twarzy radości.
Nie mogąc oprzeć się pokusie, leniwie przesunęłam chłodne palce po jej ramieniu. Skóra szatynki momentalnie pokryła się gęsią skórką, a na jej twarzy ukazał się delikatny uśmiech, który zwiastował obiecujący rozwój sytuacji. Nieśmiało zmniejszyłam między nami odległość, wolno zaczesując ciemny kosmyk włosów niebieskookiej za ucho. Mocno zacisnęłam powieki, próbując uspokoić drżenie rąk, spowodowane rozszalałym biciem serca. Miałam wrażenie, że z każdą chwilą nasza bliskość staje się coraz bardziej elektryzująca. Szatynka zbliżyła się jeszcze bardziej, sprawiając, że nasze usta dzieliły zaledwie milimetry, a jej spojrzenie było tak intensywne, jakby chciała przeniknąć moją duszę. Czułam wewnętrzne wzburzenie, które coraz trudniej było mi ukryć. Próbując opanować targające mną pożądanie, posłałam w jej stronę delikatny uśmiech, czekając na jej przyzwolenie. Gdy szatynka lekko rozchyliła usta, wstrzymałam oddech, a nasze spragnione wargi jak magnes zetknęły się w gorącym i namiętnym pocałunku. Nasze pocałunki w jednej chwili przybrały na sile, tocząc walkę o dominację. Kiedy zabrakło nam tchu, niebieskooka niechętnie oderwała się od moich ust, a na jej twarzy malował się wyraźny uśmiech pełen rozkoszy. Wiedziałyśmy, że to, co się dzieje, nie jest moją chorą fantazją.
CZYTASZ
Z INNEJ STREFY
RomancePisząc to opowiadanie, przeniosłam się w czasy po apokaliptycznej Ameryki Północnej, w której po wybuchu bomby biologicznej, zbudowano mur dzielący skarżoną strefę od tej zamieszkałej przez ludzi. Opowiadanie jest o młodej dziewczynie o imieniu Broo...