Przemierzając długie tunele opuszczonej części metra, odczuwałam wewnątrz narastającą plątaninę przytłaczających mnie uczuć. W głębi serca żałowałam, że zostawiłam Raven, mimo iż wiedziałam, że jest bezpieczna. Przez chwilę ogarnął mnie strach, że decyzja, którą podjęłam, była zbyt pochopna i jeśli nie dotrę do schronu przed GenTech, być może już nigdy jej nie zobaczę. Szybko odpędziłam od siebie tę myśl, skupiając się na irracjonalnym celu mojej podróży. Musiałam jak najszybciej ostrzec mieszkańców schronu przed grożącym im niebezpieczeństwem. Nikt z nich nie zasłużył na śmierć z ręki rządowego laboratorium, które traktowało ich jedynie jako nieudany eksperyment, którego należało się pozbyć.
Wędrowałam dalej, a każdy krok odbijał się echem w opuszczonych i wilgotnych tunelach metra. Światło mojej latarki tańczyło na ścianach, rzucając groteskowe cienie, które zdawały się śledzić moje ruchy. W głowie wciąż kotłowały się myśli o Raven i o niebezpieczeństwie, które mogło na mnie czyhać.
Gdy wyłoniłam się z mroku tuneli, do moich oczu dotarło mocne światło dzienne, które zdawało się nierealnie jaskrawe. Przymrużyłam oczy, wolno przyzwyczajając wzrok. Stanęłam na obrzeżach lasu, który przypominał mi o katastrofie, po której to miejsce przekształciło się w dziki i pełny niebezpieczeństwa labirynt. Każdy mój krok w tym postapokaliptycznym gąszczu był wyczerpującą walką. Wierzchołki suchych gałęzi skrzypiały pod stopami, a odgłosy lasu - teraz tylko echo własnych obaw - sprawiały, że serce biło mi jak oszalałe. Z każdą minutą, spędzoną w tym przerażającym krajobrazie, coraz trudniej było mi oddychać, a ciężar rosnącej paniki, wyostrzał moje zmysły do granic możliwości.
Nie było już drogi powrotu, mogłam tylko iść naprzód, kierując się intuicją oraz skrawkami mapy, które znałam na pamięć, wielokrotnie przemierzając tę drogę z Raven. Przyspieszyłam kroku, mimo że każdy ruch kosztował mnie coraz więcej wysiłku.W końcu, po długiej i męczącej wędrówce, dotarłam w pobliże schronu. Z dala dostrzegłam potężną bramę, przy której ostatni raz widziałam Ethana. Przykre wspomnienia tamtego dnia, natychmiast spowiły moje myśli. Pomimo ogromu strachu i żalu, jaki mną targał, czułam, że muszę ich ostrzec. W głębi duszy wiedziałam, że od moich decyzji zależą ich losy. Wypuściłam ciężkie powietrze, skradając się w pobliże ogrodzenia. Kierowana impulsem ukryłam się w zaroślach niedaleko bramy, pospiesznie wyciągając lornetkę i uważnie badając teren. Skierowałam wzrok w stronę wieży kontrolnej, gdzie na co dzień stacjonował któryś z moich współlokatorów. Ku mojemu zaskoczeniu teraz zdawała się opuszczona. Cisza wisząca w powietrzu była niepokojąca, a moje zmysły nieludzko wyostrzone. Bezszelestnie przemknęłam wzdłuż ogrodzenia, zatrzymując się pod zabarykadowanym wejściem do szklarni, którą kiedyś pokazała mi Ariana. Ostrożnie i jak najciszej pozbyłam się przeszkody, wślizgując się w niewielką wnękę. To miejsce było jedyną drogą, aby dostać się niezauważonym do wnętrza schronu. Przekraczając próg szklarni, do moich nozdrzy dotarł zapach świeżej ziemi i roślinności, który otulił moje zmysły, oferując ulotne ukojenie. Delikatne szelesty liści podkreślały każdy mój krok, podczas gdy promienie słońca przebijające się przez szklany dach, malowały na podłożu kalejdoskop cieni i świateł.
Wchodząc głębiej do schronu, z każdą sekundą odczuwałam coraz bardziej przytłaczającą obecność betonowych murów. Mieszanka chłodu, wilgoci oraz starego żelaza wypełniała powietrze, które stawało się coraz cięższe z każdym moim oddechem. Echo moich kroków w pustych korytarzach przypominało o ciągłym niebezpieczeństwie. Zapach ziemi mieszał się teraz z odorem przekwitłych roślin, co sprawiało, że każdy wdech przynosił walkę z otaczającą mnie atmosferą. Ciało obezwładniało napięcie, strach przeplatał się z determinacją, popychając mnie do przodu przez coraz bardziej zdradliwe labirynty betonowych ścian. Mimo narastającego zmęczenia i coraz trudniejszych warunków, czułam, jak każdy kolejny krok staje się próbą mojej woli. Mroczne i nieeksplorowane tunele schronu zdawały się bezkresne, każdy korytarz prowadził do kolejnych, jeszcze ciemniejszych i bardziej klaustrofobicznych przejść. Promień mojej latarki rzucał na ściany tańczące cienie, które zdawały się wykrzywiać w groteskowe formy z każdym moim krokiem. Odgłosy, które jeszcze niedawno były mi towarzyszem, teraz zamilkły, pozostawiając w uszach jedynie echo moich własnych obaw. Każda sekunda w tej ciemności wydłużała się nieznośnie, a cisza stawała się coraz bardziej gęsta i namacalna. Moje oczy bez problemu przystosowały się do półmroku, ale to, co mogłam dostrzec, tylko wzmacniało poczucie niepokoju. Zardzewiałe rury, które przebiegały wzdłuż sufitów i ścian, przypominały mi o dawno zapomnianych tu systemach życia. Teraz były niczym więcej niż tylko świadkami upadku tego miejsca.
CZYTASZ
Z INNEJ STREFY
RomancePisząc to opowiadanie, przeniosłam się w czasy po apokaliptycznej Ameryki Północnej, w której po wybuchu bomby biologicznej, zbudowano mur dzielący skarżoną strefę od tej zamieszkałej przez ludzi. Opowiadanie jest o młodej dziewczynie o imieniu Broo...