Rozdział 30

93 10 29
                                    

Mimo kumulujących się we mnie skrajnych emocji czułam wypełniającą mnie otuchę. Fakt, że pogodziłam się z Arianą, sprawił, że na chwilę przestałam myśleć o Raven, a zauroczenie, którym ją darzyłam, zaczęło wydawać mi się totalnym absurdem. Niestety kolejne dni w schronie sprawiły, że coraz bardziej tęskniłam za towarzystwem szatynki i na pozór normalnym życiem za murem. Przez ten czas próbowałam się skupić na codziennej rutynie złożonej z patrolu i pomiarach w skażonej strefie. Moje usilne dyskusje z Masonem wydawały się bezcelowe, mimo faktów, przed którymi został postawiony. Brunet w dalszym ciągu upierał się, że w betonowych ścianach schronu jesteśmy bezpieczni i w żaden sposób nie dało się go przekonać.

Dzisiejsze upalne popołudnie spędziłam na wieży wartowniczej, próbując zabić ogarniającą mnie nudę. Znów miałam czas na przemyślenia i tęsknotę za życiem po drugiej stronie muru. Ku mojemu szczęściu do zmiany warty zostało mi kilka minut i z niecierpliwością wyczekiwałam przybycia Jacoba. Słońce wolno znikało za horyzont, oblewając krajobraz ciepłymi kolorami, które zapowiadały kolejny słoneczny dzień.

- Hej, Jestem, żeby cię zmienić.- rzucił, wspinając się po metalowych schodach.

- Nareszcie. Zaczęłam się tu cholernie nudzić. - odrzekłam, nie ukrywając znużenia.

- Nie popierasz pomysłu Masona? - spytał, totalnie mnie zaskakując.

Poczułam przypływ negatywnych emocji, które pod wpływem impulsu natychmiast przelałam na szatyna.

- Jasne, że nie. To nonsens. Jeśli GenTech ma w swoich szeregach MXS to nawet nie zdążysz zejść z wieży, żeby wszcząć alarm. - dodałam zbyt podniesionym tonem: - Wyłapią nas jak zwierzęta.

- Nie bądź tak negatywnie nastawiona. - machnął ręką, durnie się uśmiechając i nie biorąc na poważnie moich słów.

- Stwierdzam fakty. Przypuśćmy, że uda nam się uciec, to dokąd? Nawet nie mamy innej kryjówki. Zamiast konkretnie działać, siedzimy tu bez sensu, licząc na cud.

- Skąd ta pewność, że GenTech tak w ogóle na nas poluje? - nie odpuszczał.

- Może ciebie nie goniło pół armii, ale mnie tak. I to nie dzięki Masonowi, ale dzięki Raven jeszcze tu jestem. Kiedy w końcu przejrzycie na oczy? - rzekłam poirytowana.

- Nie wiem, w czym masz problem?

- Próbuję uratować wam tyłek, kiedy to Mason bawi się w kotka i myszkę. On naprawdę nie ma pojęcia z kim mamy do czynienia.

- Skoro tak bardzo chcą nas wyłapać, to dlaczego jeszcze tego nie zrobili?

Pytanie Jacoba dotarło do mnie jak uderzenie ciężkim młotem. Zmarszczyłam brwi, usilnie się zastanawiając.

No właśnie, na co czekają? Skażenie? Może to tylko pretekst?

- Nie wiem, ale w przeciwieństwie do naszego postępowania wszystko, co robią, jest na pewno dokładnie przemyślane.

- Brook ma rację. - usłyszałam za sobą głos Raven, która pojawiła się z nikąd jak duch i stała za Jacobem.

- Nie skradaj się tak. - jęknął przestraszony szatyn.

- Masz szczęście, że to tylko Raven. - uniosłam nonszalancko brwi, robiąc poważną minę.

- Jak się czujesz? - spytała niebieskooka.

- Dobrze, dziękuję to za sprawą twojej krwi. - oznajmił z pokorą.

- Cieszę się, że czujesz się lepiej. - rzekła, przyjaźnie się uśmiechając.

Z INNEJ STREFY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz