Pisząc to opowiadanie, przeniosłam się w czasy po apokaliptycznej Ameryki Północnej, w której po wybuchu bomby biologicznej, zbudowano mur dzielący skarżoną strefę od tej zamieszkałej przez ludzi. Opowiadanie jest o młodej dziewczynie o imieniu Broo...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Po kilku minutach jazdy szatynka zaparkowała czarny motocykl w pobliżu metalowej siatki, odgradzającej wejście na szczyt do nieczynnej od wielu lat wieży widokowej. Po wybuchu bomby chemicznej wejście do niej zostało zapieczętowane, uniemożliwiając mieszkańcom miasta dostęp do obiektu, z którego rozciągał się widok na panoramę poza murami Seattle. Przez wiele lat uważnie strzeżono jej terytorium, a wszelkie próby wejścia na szczyt kończyły się surową grzywną, a nawet karą pozbawienia wolności.
Kiedy Raven zaparkowała czarną maszynę, wolno wypuściłam ją z mocnego uścisku, kierując na nią zdziwione spojrzenie. Dziewczyna nie spiesząc się, zsiadła z motoru, odwzajemniając spojrzenie, w którym skrywał się cień tajemniczości. Jej oczy wyraźnie pojaśniały, odbijając w sobie gorące barwy zachodzącego słońca. Momentalnie skarciłam się w myślach, przywołując się do porządku, kiedy uświadomiłam sobie, że za długo wpatruję się w nieziemskie spojrzenie szatynki. Jak wystrzelona z procy pospiesznie zsiadłam z maszyny i w milczeniu podążyłam za Raven, która podeszła do ogrodzenia, z uwagą szukając w nim szczeliny. Po krótkiej chwili poszukiwań odsunęła metalowy splot, szeptem przywołując mnie do siebie.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Gdy po chwili znalazłyśmy się po drugiej stronie, stanęłam na wprost Raven, pytając:
- Powiedz, że nie planujesz tego, co myślę? - spytałam, ponownie unosząc wzrok w kierunku wysokiej budowli.
- Boisz się wysokości? - odwzajemniła się pytaniem, durnie się uśmiechając i zabawnie mrużąc przy tym oczy.
- Nie, ale wspinanie się po schodach tak wysoko jakoś nie za bardzo mi się widzi. - westchnęłam, wpatrując się z desperacją w dwustumetrowy, betonowy słup.
- Uwierz, widok z tego miejsca jest niesamowity. - rzekła, próbując przekonać mnie do swojego pomysłu, a zarazem totalnie ignorując moją niechęć.
Kiedy stanęłyśmy pod wielkimi drzwiami, dziewczyna pewnym ruchem pociągnęła za klamkę, naciskając na nią z całej siły. Ciężkie drzwi mozolnie się otworzyły, a po ciemnym korytarzu rozszedł się cierpki zgrzyt, płosząc przy tym gnieżdżące się tam ptactwo. Szatynka pospiesznym ruchem wyciągnęła z plecaka latarkę, oświetlając zardzewiałe od upływu lat schody.