Rozdział 21

118 13 4
                                    

Kiedy obie dotarłyśmy na miejsce, panowała między nami cisza. Nie była ona spowodowana  brakiem tematu, ale skupieniem, które musiałyśmy zachować. Każda z nas z uwagą skanowała kolejny metr ogrodzenia, wypatrując czegoś niepokojącego. Miałam dziwne uczucie, że w towarzystwie szatynki nic mi nie grozi. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam odprężenie i wypełniające mnie uczucie ulgi.

- Teren czysty. - oznajmiła, odwracając się w moim kierunku i jednym skokiem przeskakując na drugą stronę ogrodzenia.

Z uwagą śledziłam jej poczynania, nie ukrywając podziwu dla jej sportowych akrobacji.
Po chwili znalazła się obok mnie, trzymając w ręku długi, metalowy kabel.

- Chyba dorzucili ci do genów DNA wiewiórki. Skoczyłaś przez to ogrodzenie jak jedna z nich. - rzekłam, durnie się uśmiechając.

- Z tego, co wiem, posiadam geny kota i rekina, ale tylko ci w GenTech wiedzą, z czym mnie zmiksowali. - zaśmiała się, odpowiadając.

- Chyba nie chcesz mnie tym udusić? - spytałam, robiąc durną minę i spoglądając na kabel, który trzymała w ręku.

Super Brook zachowujesz się jak Ethan. Gratulacje. - skarciłam się w myślach za bezsensowny komentarz.

- Nie wygłupiaj się. Jest nam potrzebny. Oderwałam go od jednej z kamer i wyrzuciłam za ogrodzenie. Dobrze, że widzę w ciemności, inaczej miałybyśmy poważny problem. - oznajmiła, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.

- Naprawisz to, zanim Mason dostanie zawału?

- Jasne. Daj mi chwilę.

Po tych słowach wyciągnęła z kieszeni niewielki scyzoryk, pewnym ruchem rozcinając powłokę izolującą. Następnie złączyła ze sobą kable, dokładnie je skręcając. Kiedy cały proces został zakończony, odwróciła się w moją stronę, oznajmiając:

- Powinno działać, a teraz będę się zbierać.

- Idziesz już? - spytałam, czując pewnego rodzaju żal. - Jest już ciemno. Możesz zostać z nami. Na pewno nikt nie będzie miał nic przeciwko.

- Umówiłam się z przyjaciółmi. Pewnie będą się martwić, jeśli się nie pojawię.

Jej słowa sprawiły, że momentalnie poczułam zazdrość. Szatynka zdecydowanie prowadziła za murami normalne życie, o którym ja mogłam tylko marzyć. W tej  też chwili dotarło do mnie, że tak naprawdę nic o niej nie wiem.

- Zazdroszczę. - rzekłam, nie ukrywając swoich uczuć.

- Chętnie zabiorę cię ze sobą.- powiedziała, posyłając w moim kierunku szeroki uśmiech.

- Naprawdę? - spytałam niedowierzając.

- Jasne, ale najpierw musimy załatwić ci lewe papiery. Skontaktuję się z moim informatorem i zobaczę, co da się zrobić.

- Czemu chcesz to dla mnie zrobić?

- Ponieważ ciągle próbuję znaleźć w sobie cząstkę ludzkości, którą GenTech tak bardzo pragnął mnie pozbawić. Poza tym wiem, jak to jest żyć w zamknięciu i widzę, jak bardzo cię to wypala.

Wyraz jej twarzy w momencie posmutniał, a w oczach zabłysnął smutek. Mimo pozorów Raven również zmagała się z problemami, które skrywała pod powłoką twardej i pewnej siebie dziewczyny.

- Pożegnaj ode mnie wszystkich. Wpadnę do was za kilka dni.

Po tych słowach jednym skokiem znalazła się po drugiej stronie ogrodzenia, wolno niknąc w czerni spokojnej nocy. Oparta o metalową siatkę, odprowadziłam szatynkę wzrokiem, nie mogąc przestać zastanawiać, kim jest tajemnicza nieznajoma.

Z INNEJ STREFY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz