Przenikliwy dźwięk maszyny i mój głośny oddech wypełniły pomieszczenie, tworząc tło dla dramatu, który rozgrywał się tuż przede mną. Otaczający świat zdawał się wirować przed moimi oczami, powolnie wyświetlając rozmazane obrazy panującego chaosu. Czułam, jak każdy nerw w moim ciele napięty jest do granic możliwości, a serce bije tak głośno, że zdaje się zagłuszać wszystko dookoła. Wolne ruchy lekarza, który bez pośpiechu pakował swój sprzęt, docierały do mojego mózgu jak spowolnione klatki czarno-białego filmu. Przeszywający ból, który czułam w klatce piersiowej, dramatycznie przypominał mi, że żyję. Palące spojrzenie Setha i jego przeszklone oczy uświadomiły mnie, że to nie sen, z którego za chwilę się obudzę. Mimo że moje ciało wpadło w całkowity trans, a realia rzeczywistości wydawały się odległe, czułam, jak gorzkie łzy spływały po moich policzkach, wolno opadając na moje wykrzywione ze smutku usta. Krzyknęłam z całej siły, nie chcąc pogodzić się z prawdą:
- To nie może być koniec!!!
Jak opętana, ruszyłam w stronę stołu i kierowana nieopisanym impulsem, zaczęłam reanimować Raven. Każdy nacisk na klatkę piersiową szatynki był jak wyraz desperacji i miłości, która walczyła o przetrwanie. Mój świat zawężał się do niej, do każdego jej tchnienia, do każdego uderzenia jej serca, które próbowałam przywrócić. Resztki energii, które oddałam podczas transfuzji, w tej chwili napędzała buzująca w moich żyłach adrenalina. Mocno uciskałam klatkę piersiową szatynki, jak opętana walcząc o jej życie. Czułam, jak desperacja i ból mieszały się ze sobą, tworząc wir emocji, który zalewał mnie z każdą chwilą. Jedyne, czego teraz pragnęłam to obsesyjnej chęci odwrócenia losu.
Kolejne długie sekundy mijały nieubłaganie, podczas gdy, moje dłonie zaparcie napierały na klatkę piersiową szatynki, w rytm przyspieszonych uderzeń mojego serca. Wściekła determinacja pchała mnie do przodu, ignorując ból w dłoniach i skurcze w mięśniach. Przeszywająca cisza na chwilę ustąpiła miejsca mojemu szalejącemu pulsowi, a oddech był jakby wszechobecny, zapełniając bezwzględnie moje zmysły.
- Błagam, nie opuszczaj mnie! - krzyknęłam łamiącym się głosem, nie przestając resuscytacji.
Seth wraz z lekarzem stali obok, niczym cienie w milczeniu przyglądali się moim poczynaniom, w żaden sposób nie próbując ich przerwać.
Zaciśniętą pięścią, jak w transie, naciskałam mocno na jej serce, desperacko próbując przywrócić ją do życia.
- Kocham cię. Słyszysz? Nie umieraj!
Kolejne słowa rozpaczy wydostały się z moich ust, zakłócając panującą ciszę.
Gdy minuty mijające jak godziny wręcz osaczały naszą martwą ciszę, nagle stało się coś, co obudziło w nas nadzieję. Ciągła linia na monitorze uniosła się ku górze, wskazując na przywróconą pracę serca Raven. Nieśmiały sygnał życia sprawił, że moje ręce zastygły, a serce zadrżało w niepewnym oczekiwaniu. Chwilę później, jakby w odpowiedzi na moje modlitwy, Raven wydała ledwo słyszalne tchnienie, które niemal bezdźwięcznie opuściło jej blade usta. To był dźwięk, który wrócił do mnie jak echa z innego świata, przypominając, że życie jest w naszej mocy, nawet gdy zdaje się ono bliskie zgaszenia. Właśnie wtedy, w tym niemal sakralnym momencie, przesiąkniętym desperacją i nadzieją, zrozumiałam, że miłość ma moc przekraczania granic, nawet tych najbardziej nieubłaganych. Moje serce, choć obolałe i zmęczone, zalała fala ulgi i nieopisanej radości. W moich oczach błysnęła iskra życia, która jeszcze przed chwilą wydawała się nieuchwytna.
Patrzyłam na Raven z niedowierzaniem i głęboką wdzięcznością. Każdy jej oddech był dla mnie jak najpiękniejsza melodia, jaką kiedykolwiek słyszałam. Na moich policzkach zebrały się nowe łzy, tym razem jednak były to łzy szczęścia i ulgi. Splot emocji był tak intensywny, że na chwilę zapomniałam o całym świecie wokół.
CZYTASZ
Z INNEJ STREFY
Lãng mạnPisząc to opowiadanie, przeniosłam się w czasy po apokaliptycznej Ameryki Północnej, w której po wybuchu bomby biologicznej, zbudowano mur dzielący skarżoną strefę od tej zamieszkałej przez ludzi. Opowiadanie jest o młodej dziewczynie o imieniu Broo...