Legenda o psotnym duszku z głębi Borów
Od dawna wiadomo, że mieszkańcom borów często o północy ukazuje się psotny duch. Siedzi on w dwukółce ciągnionej przez dwa karę konie z ognistymi oczami. Duch otulony jest w biały habit i przypomina zgarbionego zakonnika. "Niezależnie od tego, czy powóz jedzie w głębokim piasku po pustych leśnych drogach, czy po zlodowaciałym śniegu, zawsze wydaje on głośne, z daleka słyszalne odgłosy. Wydaje się, że mknie z wielką szybkością po nierównym kamiennym bruku. Czasami słychać też głośny szczęk łańcuchów.
W pewną mroźną, zimową noc jeden gospodarz wracał z Tucholi do swej leśnej osady. W środku mrocznego boru jego koń ciągnący sanie nagle stanął, zaczął się trwożyć i głośno dyszeć. Nie można go było zmusić do dalszej jazdy. Droga prowadziła tutaj przez głęboki jar do doliny Wdy. Nagle z tyłu doszły gospodarza odgłosy pędzącego powozu. Obejrzał się i stwierdził ze zgrozą, że to dogania go powózka ze złowieszczym duchem. Zwida galopem przemknęła obok, nie dotykając jednak jego sań.
Po tym zdarzeniu przestraszony koń nie chciał ruszyć z miejsca. Wszelkie namowy, okrzyki i uderzenia batem nie dawały rezultatu. Gospodarz więc wyszedł przed konia aby sprawdzić, co powstrzymuje go od dalszej jazdy. Z przerażeniem zobaczył, że w odległości trzech, a może czterech kroków stały dwa karę konie z ognistymi oczami, a za nimi powóz ze złym duchem. Gospodarz odruchowo uczynił znak krzyża i w tym momencie upiorna zjawa z łoskotem i dudnieniem odjechała w las.
Teraz i koń ruszył w drogę do domu, potem jednak przez dwa dni nie chciał nic jeść. Po kilku dniach zwierzę uspokoiło się, ale w godzinach nocnych nie dawało się już wyprowadzać ze stajni.
Jak wyobrażano sobie diabła?
Diabeł od czasu do czasu pojawiał się na ziemi w różnych postaciach, np. zwierząt – kulawego zająca, żmii, kozy, nietoperza, chudej szkapy, czarnego kota, byka. Nigdy nie przemieniał się w owcę (symbol Baranka Bożego). Niekiedy przyjmował postać ludzką. Wówczas był bardzo wysoki, miał bardzo długie stopy (1/2 metra), kopyto końskie u nogi lub robi na głowie.
Na Zaborach często nazywano go smętkiem lub smątkiem. O człowieku, któremu się źle powodziło mówiono, że mu się smętek psoci. Imienia smętka używano również w przekleństwach.
„U smętka jakego, lub co be ce smatk do pekła ne wzan".
Przeklinając używano czasami imienia Jivana np.
„jiż do Jivana".
Najpopularniejszym diabłem kaszubskim był purtk. Jego nazwa prawdopodobnie wywodzi się od słowa purtac, czyli oddawać wiatry lub mieć purtę (rozwolnienie). Kociewiacy i Borowiacy nazywali go srelą i sraką. Był kosmaty, z rogami, kusy i z tepą (czyli krótkim ogonkiem). Posiadał ogromną siłę, którą wykorzystywał przerzucając głazy zwane purtkówkami. Ze szczególnym upodobaniem lubił ogonem zakrywać różne przedmioty przed człowiekiem lub mieszać mu w misce, gdy przed jedzeniem się nie przeżegnał.
Diabła można było zadać, a zwykle czyniły to czarownice. W postaci robaka, czarnego bąka, włosa, w chlebie, na chlebie pod masłem, w napojach, a nawet w tabace do zażywania. Zadane złe duchy nazywano jurkami, michałkami, kubami, buszkami lub bzinkami. Choroba potem była ciężka, a rekonwalescencja długa.
Złe duchy były odpowiedzialne nie tylko za choroby trapiące ludzi, lecz również za zjawiska atmosferyczne, np. błędne ogniki. Na pograniczu kaszubsko – borowiackim nazywano je svecnikami, babinami, omancami lub lelkami:
„mili luzom drogę, zamiast jich na błota".
Można było je odpędzić, gdy się je przeżegnało.
CZYTASZ
Historie na dobranoc
ÜbernatürlichesW tej serii znajdą się creepypasty, legendy, straszne fakty i wszystko co uznam, za interesujące :)