Po ciężkim dniu spędzonym w polu przyszedł czas na chwilę relaksu. Poszedłem więc do pobliskiej karczmy, by napić się trochę dobrego piwa i posiedzieć przy palenisku słuchając gry na lutni wędrownych muzyków. Kiedy tak sobie siedziałem, a gospodarz uzupełniał mój kufel kolejnymi porcjami napoju, kompletnie straciłem poczucie czasu. Większość gości albo udała się do swoich wynajętych w karczmie pokoi, albo już rozeszła się do domów. Na zewnątrz było już kompletnie ciemno a ja byłem porządnie upity. Postanowiłem, że na dzisiaj już koniec i wyszedłem z gospody. Zataczając się, próbowałem dojść w jakiś sposób do domu. W chatach, które mijałem po drodze panował już mrok. Wszyscy byli pogrążeni we śnie. Idąc dalej ścieżką prowadzącą do mojego domu, będąc kompletnie pijanym, na rozwidleniu zamiast w lewo skręciłem w prawo. Nieświadomy tego szedłem drogą, która prowadziła nad jezioro. Podążałem niepewnie dalej, w głąb lasu i byłem już zaniepokojony, że jeszcze nie dotarłem do swojego domostwa. Nawet nie wiem kiedy, ale pojawiła się gęsta mgła spowijająca las. Latające wśród drzew świetliki dodawały mi otuchy. Dotarłem do jeziora. Dopiero widząc rozpostarty przede mną zbiornik zrozumiałem, że wybrałem złą drogę. Kiedy miałem zamiar zawrócić, ujrzałem siedzącą na brzegu postać. Jej sylwetka nie przypominała zwierzęcia, więc pomyślałem, że to jakaś zagubiona w lesie osoba. Podszedłem ostrożnie do tej osoby i spytałem: "Mogę ci jakoś pomóc"?. Kiedy nie usłyszałem odpowiedzi, dodałem: "Halo? Słyszysz mnie?". Nagle postać odwróciła się w moją stronę. Albo duża ilość alkoholu wypita przeze mnie spowodowała jakieś zwidy, albo naprawdę przed moim obliczem był mój kuzyn Ludomir. Wpatrywałem się w niego przez dłuższą chwilę aż nagle zdębiałem ze strachu i chyba jednocześnie całkowicie wytrzeźwiałem. Przypomniało mi się, że rok temu Ludomir utopił się w tym właśnie jeziorze. Spojrzałem kolejny raz na ową postać. Nie przypominała mi już mojego zmarłego kuzyna. Ujrzałem wysoką, bardzo chudą postać o zielonej, oślizgłej skórze z dużą głową i czarnymi włosami. Kiedy wydawał z siebie ryk, można było dostrzec ostre jak brzytwy zębiska. Rzuciłem się do ucieczki. Potwór pognał za mną. Zwykle nosiłem przy sobie sierp, ale akurat dzisiaj musiałem go zostawić w chacie. Nie miałem się czym bronić. Biegnąc przez las potknąłem się o wystający z ziemi korzeń. Wywróciłem się na ziemię i nawet nie zdążyłem powstać. To coś było zbyt szybkie. Monstrum pochwyciło mnie za nogę i zaczęło wlec po ziemi z powrotem w stronę jeziora. Potwór dotaszczył mnie na brzeg i przez chwile wpatrywał się w moją twarz. Po chwili znów poczułem na nodze jego pazury. Wciągał mnie pod wodę! Kiedy byliśmy jeszcze na płyciźnie, udało mi się pochwycić w dłoń sporych rozmiarów kamień. Zacząłem się miotać, aż w końcu się uwolniłem i uderzyłem stwora kamieniem w jego przerośniętą głowę. Znów wydał z siebie głośny ryk. Ja za ten czas dopłynąłem do brzegu i zacząłem biec w stronę wioski. Obejrzałem się tylko na chwilę i zobaczyłem jak upiór zanurza się w głąb jeziora. Kiedy przybyłem do wioski i wszystkim opowiedziałem co mnie spotkało, nikt mi nie uwierzył. Mówili, że byłem pijany i miałem przewidzenia! Ba! Nawet zostałem wychłostany za bałwochwalstwo, za to, że nadal wierzę w słowiańskie demony! Nie miałem żadnych przewidzeń! To był duch mojego zmarłego kuzyna!
~~~~~~~~
521 słów
Taka urocza creepypasta na początek tygodnia :)
CZYTASZ
Historie na dobranoc
Siêu nhiênW tej serii znajdą się creepypasty, legendy, straszne fakty i wszystko co uznam, za interesujące :)