Pov: Rosji.
( Następny tydzień )
*przed szkołą*
Stałem przed szkołą ubrany w czarną koszulę z czarnym krawatem. Co chwilę zerkałem na telefon, żeby zobaczyć godzinę. Przyszedłem tutaj 30 minut przed wyznaczonym czasem. Dokładniej. Jest 18:56, a miałem przyjść z Ame o 19, a jestem tu od jakieś 18:30. Czemu? Miałem jakieś przeczucie że muszę być tu szybciej. W między czasie wymyślałem jakieś fake scenariusze jak mógłby się potoczyć dzień w którym wyznaję miłość Ameryce. To złe to dobre, ale i tak wiem że nie prawdziwe. Co chwilę się też rozglądałem czy mój "partner" nagle nie przychodzi.
R-ehh. To na nic. Pewnie mnie wystawił-powiedziałem sam do siebie. Jest 19:06, on się nigdy praktycznie nie spóźniał. Nagle dostaję esemesa.
Ameryka: Odwróć się idioto-ja zszokowany się odwracam i rozglądam.
A-ale ty ślepy jesteś-podszedł do mnie bliżej. Był ubrany w białą koszulę z czerwonym krawatem. Oczywiście miał na sobie swoje okulary przeciwsłoneczne.
R-um-zawiesiłem się na chwilkę i dokładniej mu się przyglądałem, jak ładnie siedzi na nim na koszula-idziemy?-wystawiłem do niego rękę cały czerwony, zamieniam się w starego. K*rwa co ze mnie za debil. Pewnie se teraz pomyśli "co za głupek wystawia rękę w tych czasach?".
A-oczywiście-złapał ją delikatnie zarumieniony i poszliśmy. Poszliśmy do specjalnego miejsca w szkole, które jest przystosowane do takich okazji jak ta. Grała jakaś imprezowa muzyka, było pełno balonów i konfetti, stoły z żarciem i piciem, oczywiście było też pełno innych krajów, większość z nich tańczyła na środku, były też jakieś światełka dyskotekowe ( no wiecie, takie gówno co świeci na tych dyskotekach )-jak tu ładnie-pociągnął mnie w stronę jednego z wielu stołów z jedzeniem-patrz mają tu nawet egzotyczne owoce. Z tego kraju co nazywał się... Azja? Tak, z Azji.
R-okej... Tak z Azji...-cały czas patrzyłem na nasze złączone ręce, Ame ma strasznie małą i kościstą dłoń, taką przyjemną...
A-patrzaj to ten chyba smoczy owoc-wskazał na dany owoc.
R-chcesz go?
A-nie. Jakoś nie mam ochoty jeść cokolwiek-dobra Rosja... Teraz albo nigdy.
R-Ame...
A-tak?
R-chciałbyś może ze mną zatańczyć?-zdziwił się, ale po chwili się uśmiechnął.
A-jasne-pociągnąłem go w stronę środka. Zacząłem jakoś tańczyć.
R-jezu, ja nie umiem.
A-spokojnie. Po chwili powinieneś się przyzwyczaić.
R-no, ale co jak ja nie umiem tańczyć?
A-zaraz załapiesz, ponieś się muzyce.
R-okej?-spróbowałem naśladować ruchy Ame, niezbyt mi to wychodziło-nie jestem w tym dobry.
A-trudno. I tak dobrze ci idzie.
DJ?-a teraz specjalna piosenka dla par, jakie tu przyszły-powiedział do mikrofonu. Po chwili włączyła się spokojna muzyka do tańca z drugą osobą. Spojrzałem się na głośniki z których wydobywała się muzyka, po chwili namysłu spojrzałem się na Ame.
R-Ame?
A-tak-spojrzał na mnie pytająco.
R-czy...ehm... Zatańczysz ze mną?-ledwo co przeszło mi to przez gardło. On się uśmiechnął łagodnie, żeby mnie uspokoić.
CZYTASZ
• Gwiazdy na Niebie • RusAme •
Random...Śmieszne, nie chce psuć tej przyjaźni, ale zarazem chce czegoś więcej, ale sam nie wiem czego dokładnie... Ameryka przeprowadza się ze swoją rodziną na drugi koniec kraju. Tam poznaje nowych znajomych i przyjaciół. Jednak pewnego dnia niechcący p...