Rozdział 7. WTEDY.

589 32 14
                                    

Poniedziałkowy poranek nie zaczął się dla mnie dobrze. 

Okazało się, że źle podłączyłam telefon do ładowarki i się wyłączył, wobec czego budzik nie zadzwonił, ani nie usłyszałam telefonu od Marka. 

Narzuciłam na siebie pierwsze lepsze jeansy i czarną bluzę z kapturem. Wbiegłam do łazienki w celu zrobienia jakiegokolwiek makijażu, ale skończyło się to tym, że tusz wypadł mi z rąk brudząc mi policzek i umywalkę, bronzer upadł na podłogę i się pokruszył, a ubierając moje czarne conversy złamałam paznokieć. 

To zdecydowanie nie był mój dzień. 

Pokonałam drogę do szkoły najszybciej jak umiałam, przez co dostałam zadyszki i wyglądałam jak spocony szczur. 

Ale było mi już wszystko jedno, byleby znaleźć się w sali.

Spóźniona wbiegłam na historię w połowie lekcji. 

Mogłam sobie darować, ale nie po to robiłam tę cholerną pracę przez trzy godziny żeby teraz jej nie oddać. 

Otworzyłam drzwi z rozmachem, przez co spojrzenia wszystkich wylądowały na mnie. 

Rzuciłam ciche – „Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie" – kierując się do ławki, ale z przerażeniem zauważyłam, że na moim miejscu siedzi Jackson. 

Amber była tak zachwycona, że niemal latała nad ławką. Nie byłam pewna czy w ogóle zauważyła moje wejście. 

Z kolei chłopak nie wyrażał zainteresowania ani nią ani czymkolwiek innym – zajęty był swoim telefonem.

- Witamy panią Blake. – Z zamyślenia wyrwał mnie głos nauczyciela - Czy chcesz się z nami Samantho podzielić informacją czym, niewątpliwie, niezwykle ważnym było spowodowane twoje półgodzinne spóźnienie?

I choć wiedziałam, że mogłabym zacząć wymyślać niestworzone historie o chorym chomiku, pożarze u sąsiadów lub innych powodziach powiedziałam zgodnie z prawdą:

- Budzik nie zadzwonił.

Pan Smith skwitował to krótkim westchnięciem i przymknięciem oczu. Byłam pewna, że właśnie liczy w myślach do dziesięciu, albo modli się do samego Boga. Następnie wskazując pierwszą ławkę kazał mi zająć miejsce i wręczyć zadaną pracę. Co też uczyniłam i kiedy już myślałam, że mi się upiekło on dodał:

- Zapewne miałaś dużo czasu żeby się przygotować do lekcji, więc proszę powiedz, w którym wieku i kto brał udział w wojnie trojańskiej.

Ja pier-do-lę.

- Ymmmm.. wiem, że chodziło o Helenę.

- Fantastycznie, że znasz wątek romantyczny. – Powiedział sarkastycznie

 – Proszę kontynuuj.

Spuściłam głowę licząc na to, że stanie się cud i nagle na miotle przyleci sam Harry Potter wręczając mi do rąk pelerynę niewidkę. 

Kiedy usłyszałam:

- W XII wieku przed naszą erą zmierzyli się ze sobą Achilles pod wodzą Agamemnona i Hektor w obronie Troi. Bezpośrednią przyczyną było porwanie przez Parysa żony króla Sparty Menelaosa- Heleny. 

Wszyscy ze zdziwieniem odwrócili się patrząc na zwykle zajmowane przeze mnie miejsce. Podążyłam za ich śladem, ale autor odpowiedzi nawet na nikogo nie spojrzał. – Pan Smith uśmiechnął się chytrze:

- Dziękujemy za prawidłową odpowiedź SAMANTHO.

Byłam w takim szoku, że zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno się obudziłam i przyszłam do szkoły. Czując na sobie wzrok nauczyciela postanowiłam zająć się lekcją, która już do końca przebiegła szybko i bez żadnych niespodzianek.

Klucz do przetrwania. OGIEŃ. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz