Rozdział 41. WTEDY.

430 25 1
                                    

Następnego dnia nie poszłam do szkoły, gdyż na ten dzień miałam już wcześniej zarezerwowany egzamin na prawo jazdy.

Udało mi się zdać bez większych problemów, choć byłam tak zdenerwowana, że miałam lekkie obawy, że nie pójdzie po mojej myśli. Zrobiłam kilka małych błędów, ale miła starsza pani pełniąca rolę mojego egzaminatora przymknęła na nie oko.

Towarzyszyła mi mama, a jej uśmiech był dla mnie największą nagrodą. 

- Zabieram cię na lody córeczko! - Oświadczyła dumnie. - Mamy co świętować. 

W kawiarni kilka razy próbowałam podpytać ją na temat Johna, ale skutecznie unikała tematu.

- Jestem nareszcie szczęśliwa. – Powtarzała w kółko.

I choć powinno mi to wystarczyć martwiło mnie jeszcze bardziej, bo wiedziałam, że ona nie zna jego prawdziwego oblicza.

- Świetnie się dziś bawiłam. Powinnyśmy częściej sobie robić takie wypady. – Stwierdziła Jackie, a ja choć miło się uśmiechnęłam w środku strasznie cierpiałam, bo wiedziałam z doświadczenia, że to tylko puste słowa i nie uda nam się uratować naszego nędznego kontaktu. Moja matka po prostu mało się mną interesowała i choć niejedna osoba byłaby zadowolona z takiego luzu, mnie to wyniszczało od środka.

Wróciłyśmy do domu i zaczęłam się szykować, bo o godzinie siedemnastej odbywały się zawody surfingowe, w których mieli wziąć udział Liam, Zach i najlepszy przyjaciel Simona.

Udział Gifforda zaszokował mnie, kiedy usłyszałam o tym po raz pierwszy. Zauważyłam, że ostatnio trochę się zmienił i odciął, ale nie sądziłam, że w wolnych chwilach śmiga na desce łapiąc fale. Jakoś ciężko było mi to sobie wyobrazić i zaczęłam się zastanawiać skąd u niego nagłe zainteresowanie surfowaniem, bo kiedy byłam u niego w mieszkaniu twierdził, że nie pływał od kiedy był małym chłopcem.

Postawiłam na klasykę i ubrałam krótki biały top, spodenki jeansowe i białe trampki i wybiegłam z domu. Musiałam się cofnąć po kluczyki od auta, bo jeszcze do mnie nie docierało, że posiadam takie na własność.

Podeszłam do mojego Czołgusia i patrzyłam na niego zastanawiając się, kiedy moje życie się tak zmieniło.

To wszystko było dla mnie takie niepojęte.

- Niezłe cacko. Rozumiem, że sama na nie zarobiłaś? – Usłyszałam głos za moimi plecami, od którego mnie zmroziło. Zacisnęłam pięści tak mocno, że aż pobielały mi knykcie i uśmiechając się sztucznie odwróciłam się do mojego dręczyciela.

- Ty możesz sobie tylko na takie popatrzeć. – Rzuciłam zaczepnie, chwytając klamkę i chcąc otworzyć drzwi i uciec. Popełniłam jednak błąd, bo dobierając słowa w ten sposób rozbudziłam bestię.

Wszedł pomiędzy mnie, a drzwi, popychając mnie lekko.

- Ty wyrachowana smarkulo. Zobaczymy czy będziesz taka przemądrzała jak się wezmę za ciebie.

- Jak się za mnie weźmiesz? Co mi niby zrobisz?

- Tobie może i nic, ale mogę zaszkodzić po pierwsze tym twoim znajomym z kryminalnego półświatka, a po drugie to chyba nie chciałabyś, żebym przypadkiem znalazł u twojego braciszka większej ilości narkotyków, prawda? Biorąc pod uwagę, że ma zawiasy od razu poszedłby siedzieć.

Co za skurwiel.

- Czego ty ode mnie chcesz, co?! – Nie potrafiłam już opanować ogarniającej mnie furii.

- Już ci mówiłem. Masz mi wystawić Jaxa.

- Jak ja mam to niby zrobić? Nie mam już nawet z nim kontaktu.

Klucz do przetrwania. OGIEŃ. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz