Rozdział 10. WTEDY.

508 27 1
                                    

- Nie sądziłem, że możesz być jeszcze piękniejsza.

O tak. Zdecydowanie byłam córeczką tatusia. Stałam na szczycie schodów prowadzących do domu, obserwując jak zmierza w moim kierunku ciągnąc za sobą dwie duże walizki. 

Nie mogąc dłużej wytrzymać pokonałam kilka schodów w dół i podbiegłam do niego rzucając się mu na szyję.

- Tak strasznie za tobą tęskniłam! Czuję jakby nie było cię ze sto lat.

- Nie przesadzaj, minęły zaledwie dwa miesiące. – odparł puszczając przy tym rączki bagaży i odwzajemniając uścisk.

Nasze czułości zostały brutalnie przerwane przez chrząknięcie dochodzące zza moich pleców.

Odwróciłam się i moim oczom ukazało się totalne przeciwieństwo mojej matki w porównaniu z tym, które widywałam przez ostatnie dwa miesiące. 

Przede mną stała elegancka kobieta, ubrana w czarny szykowny kombinezon z szerokimi nogawkami. Na stopach miała skórzane klapki w kolorze stroju, na twarzy lekki makijaż, a jej włosy były idealnie ułożone. W jednej ręce trzymała kieliszek czerwonego wina, a w drugiej nieodłączny element jej wizerunku w postaci papierosa. Kipiała pewnością siebie. 

Szczęka opadła mi do samej podłogi.

- Witaj Tom.

- Jackie.

Moi rodzice stali i mierzyli się wzrokiem tocząc swego rodzaju niemą bitwę, którą tylko oni rozumieli. Czułam się jakbym się stała niewidzialna. Krępującą ciszę przerwał jednak tata rzucając ostro:

- Szybko zaczęłaś. Jeszcze nie ma piętnastej. – nawiązując do trunku, który trzymała w lewej dłoni.

- Chciałam cię godnie powitać.

I wtedy nie wytrzymałam. 

– Zaraz się porzygam. Możecie zakończyć ten cyrk? To jest kurwa obrzydliwe! – wykrzyczałam, po czym rzuciłam się biegiem w kierunku schodów mijając przy tym mamę, na którą nawet nie spojrzałam. 

Chciałam jak najszybciej znaleźć się w moim pokoju, więc pokonywałam po dwa stopnie na raz. W drzwiach zderzyłam się z Mike'em.

- Uważaj kretynko. – rzucił skrzywiony masując swój bark - Co się tam dzieje? Usłyszałem krzyki.

- Czuj się zaproszony. Na najnowszy spektakl godny Oscarów zatytułowany – i otwierając szeroko ręce dodałam wyniośle - „Uroczyste spotkanie stęsknionego małżeństwa". – parsknęłam kpiąco - Ja w tej szopce uczestniczyć nie będę. – Dodałam, po czym odwróciłam się i odeszłam korytarzem do mojego mieszkania. 

Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi od mojego brata, ani jego kroków na korytarzu, co oznaczało, że dołączył do rodziców. W przeciwieństwie do mnie nigdy nie reagował emocjonalnie. To ja byłam ta wybuchowa, on raczej był ułożonym, pogodnym dzieckiem. Pupilkiem mamusi. 

Pokonałam mały przedpokój i dotarłam do moich drzwi. Nacisnęłam klamkę, weszłam do środka i trzasnęłam z całych sił. Usiadłam na brzegu łóżka, wzięłam poduszkę i zaczęłam krzyczeć najgłośniej jak potrafiłam tupiąc przy tym nogami. Kiedy wyrzuciłam z siebie całą złość na jej miejscu pojawił się smutek. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. 

Usłyszałam pukanie, więc szybko wytarłam policzki.

- Wejdź. – rzuciłam krótko domyślając się kto stoi po drugiej stronie.

Drzwi powoli się otworzyły, a w nich zobaczyłam Allison. Zdziwiłam się, bo to nie jej się spodziewałam. Była sobota, a ja nie widziałam się z nią od naszego spotkania z Markiem. Dwa ostatnie dni spędziłam na zmianę w łóżku i toalecie.

Klucz do przetrwania. OGIEŃ. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz