Rozdział 33. WTEDY.

349 27 4
                                    

Weszliśmy do znanej mi już posiadłości, ale tym razem widok całej gromady ludzi nie robił już na mnie wrażenia. Kilkoro z nich widziałam chwilę wcześniej na rozgrywającym się wyścigu.

Chłopaki byli wręcz zachwyceni takim obrotem spraw, bo choć wiele razy uczestniczyli w wydarzeniu, nigdy nie zostali zaproszeni na after. Z tego powodu niezwłocznie po przekroczeniu progu straciłam ich z oczu.

Świetnie.

Próbowałam odszukać wzrokiem kogoś znajomego i rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym rozgrywała się standardowa dla tego miejsca sceneria.

Jedni ludzie tańczyli, inni siedzieli na sofach rozmawiając, a jeszcze inni pieprzyli się po kątach.

Impreza jak impreza.

Mój wzrok padł na dużą wyspę kuchenną, na której stały porozstawiane szklanki i różne butelki z alkoholem. Tego wieczoru nie miałam zamiaru się upijać, ale postanowiłam walnąć jednego shota na rozluźnienie.

Nauczona własnym doświadczeniem minionych dwóch miesięcy chwyciłam czystą szklankę i napoczęłam nową butelkę.

Byłam z siebie dumna, jak odpowiedzialna jestem.

Dobrze mi idzie.

Nalałam sobie trunku do połowy szklanki i jednym haustem wypiłam całą zawartość.

W tym samym momencie przez drzwi tarasowe do pomieszczenia wszedł Liam piszący coś na swoim telefonie. Podeszłam do niego i zagaiłam:

- Dawno się nie widzieliśmy.

- Już zaczynałem tęsknić. – Podłapał mój żart, chowając swój telefon do kieszeni.

- Gdzie są wszyscy? – Zapytałam z ciekawości.

- A kogo konkretnego masz na myśli? – Spojrzał na mnie rozbawiony.

- Nikogo. – Odparłam naburmuszona.

- Oj nie dąsaj się. Po prostu każdy poszedł w swoją stronę, więc zależy kogo szukasz.

- Idę się rozejrzeć. Dzięki.

Skierowałam się do tych samych drzwi, przez które przeszedł i wyszłam na zewnątrz.

Jeżeli wcześniej myślałam, że w środku znajduje się dużo ludzi wszystko się zmieniło kiedy ujrzałam ten tłok. To była impreza nad basenem rodem z amerykańskiego filmu.

Chwyciłam zamknięte piwo stojące na stoliku po mojej lewej stronie, otworzyłam i zaczęłam przeciskać się przez ludzi w poszukiwaniu kogoś znajomego.

Widziałam Benjiego całującego się z jakimś chłopakiem, Sandersa rozmawiającego z dwoma nieznanymi mi mężczyznami, oraz odpychającego chłopaka przedstawionego mi jako Trey, który jarał blanta w samotności.

Cóż, przynajmniej nie ja jedna nie miałam towarzystwa.

Nagle kątem oka pod ścianą po mojej prawej stronie zauważyłam ciemne włosy. Ich posiadacz niestety nie był sam. Towarzyszyła mu nieznajoma szatynka, jeśli tym słowem można określić wpychanie komuś języka do gardła.

Poczułam zawód i ogarnęła mnie złość.

Ale nie na niego. Na siebie.

Bo przecież nie miałam z nim nic wspólnego. Nic nas nie łączyło, a on mógł robić to na co miał ochotę.

Zachowywałam się żałośnie. 

- Blake! – Odwróciłam głowę słysząc swoje nazwisko.

W moim kierunku zmierzali Mark i Jerry, a ja poczułam ulgę, że ktoś odciągnął moją uwagę.

Klucz do przetrwania. OGIEŃ. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz