Rozdział 20. WTEDY.

414 29 9
                                    

W czwartek wracałam ze szkoły rozmyślając co dziś ubiorę do kina. Kiedy w poniedziałek wróciłam do domu i nieco ochłonęłam po nieoczekiwanej wycieczce odpisałam Zachowi, że chętnie się z nim wybiorę. 

Sama nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam, ale bardzo go lubiłam, a bałam się, ze moja odmowa mogłaby zostać przez niego źle odebrana.

Kolejnym powodem było to, że od kiedy widziałam Jacksona po raz ostatni w poniedziałek, nie miałam z nim żadnego kontaktu, a byłam ciekawa co u niego słychać i łudziłam się, że Gifford sam coś napomknie na jego temat. 

Nie żeby mnie to ogromnie interesowało, po prostu była to czysta ciekawość.

Dotarłam do domu i od razu rzuciłam się na moją szafę w poszukiwaniu odpowiedniego stroju. W takich chwilach zazdrościłam mojej przyjaciółce garderoby wielkości mojego pokoju. 

Po trzydziestu minutach, dziesięciu przebraniach i trzech załamaniach nerwowych nareszcie byłam gotowa. Ostateczny wybór padł na krótką jasnozieloną sukienkę z dekoltem w serek, do której dobrałam czarną ramoneskę i ciężkie buty w tym samym kolorze.

Dostałam akurat wiadomość od Zacha z pytaniem gdzie ma po mnie podjechać. Zastanowiłam się chwilę i, o ile mojego brata nie było w domu nie widziałam przeciwskazań, żeby to stąd mnie odebrał. Wyszłam na korytarz i prawie zderzyłam się z Mikem.

Brat zmierzył mnie od góry do dołu i zapytał rozbawiony:

- A ty co się tak odjebałaś?

- Po pierwsze nie twój interes, a po drugie to wyglądam normalnie. 

- No nie wiem, na codzień tak nie wyglądasz. - Parsknął, po czym dodał szybko. - Z resztą nie ważne, i tak mnie to nie interesuje. - Zaczął iść w kierunku drzwi, i choć miał przewieszoną torbę przez ramię musiałam się upewnić, że wychodzi na dłużej. 

- Idziesz na trening?

- Może. A co?

- Tak tylko się pytam. 

Stał krótką chwilę przyglądając mi się z przymrużonymi oczami. 

- Ta, na siłkę. - Burknął. - Miłej randki! - Dodał, po czym otworzył drzwi i wyszedł.

Musiałam przyznać, ze wkurwiła mnie ta krótka wymiana zdań, a dodatkowo zwątpiłam w to, że ubiór, który wybrałam jest odpowiedni.

Chwyciłam do ręki telefon i napisałam SMS:

Do Zach:
Jestem w domu. 333 Monterey Dr.

Następnie skierowałam się do pokoju celem przebrania się w mój standardowy zestaw składający się z jeansów i t-shirtu, czego niestety nie zdążyłam uczynić, bo Gifford, który najwyraźniej czekał już gdzieś w pobliżu pojawił się pod moim domem chyba w minutę i nie dość, że był zdecydowanie za szybko to jeszcze zaczął trąbić, więc musiałam z prędkością światła wybiec z domu.

Srebrne Audi czekało na moim podjeździe. Jego właściciel zauważając mnie wysiadł i skierował się w moim kierunku. Podszedł do drzwi pasażera i otworzył je. 

- Zapraszam.

Nie byłam przyzwyczajona do tak dżentelmeńskiego zachowania, więc nieco się speszyłam. Ale po chwili uprzytomniłam sobie, ze przecież to zwykły koleżeński wypad do kina, a mój towarzysz jest najwidoczniej nadzwyczaj wychowany, więc odparłam żartobliwie:

- A gdzie kwiaty dla mnie?

Zachowi mina zrzedła, więc wybuchłam śmiechem:

- Żartuje przecież.

Klucz do przetrwania. OGIEŃ. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz