Rozdział 32. WTEDY.

354 27 7
                                    

Moja reakcja była natychmiastowa. Bez namysłu wstałam, przeszłam obok mężczyzny i wybiegłam z domu, nie licząc się z konsekwencjami.

Allison zerwała się zaraz za mną.

- Kocham cię, ale chcę zostać teraz sama. – Rzuciłam do przyjaciółki.

- Jak uważasz, ale wiesz dobrze, że zawsze jestem dla ciebie i nie musisz przez to przechodzić sama.

- Wiem. Potrzebuję chwili. – Wyjąkałam, bo łzy zaczęły napływać mi do oczu. Nie tylko z powodu całej tej sytuacji, ale też tego, że nie byłam z nią do końca szczera. Nie powiedziałam jej o tym zdarzeniu, a wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka.

Pożegnałam się z dziewczyną i blisko godzinę błąkałam się bez celu.

Wróciłam do domu i próbowałam sobie znaleźć jakieś zajęcie, ale bez skutecznie. Ani mama ani Mike na szczęście nie próbowali się ze mną kontaktować i byłam im wdzięczna, że dali mi przestrzeń. Nie wiedziałam jednak jak to wszystko ma się do tamtej cholernej imprezy

Może John, jak nazwała go Jackie wcale mnie nie pamięta? Może wcale nie wie, że to byłam ja? Przecież miałam kostium.

Skoncentrowałam się na tej myśli i od razu poprawił mi się humor.

Nagle w mojej głowie pojawił się pomysł. Skoro była sobota wieczór to powinnam była to wykorzystać.

Nie chciało mi się jednak przesadnie stroić, więc po szybkim prysznicu wsunęłam na siebie czarne szerokie spodnie, krótki biały top i sneakersy w tym samym kolorze. Włosy związałam w wysokiego kitka, wykonałam naturalny makijaż, następnie chwyciłam czarną bluzę z kapturem i wyszłam z domu.

Pół godziny później stałam już pod klubem. Byłam sama, więc jak przeciętny nastolatek stanęłam w kolejce do wejścia. Była długa, bo był to najbardziej popularny wieczór w tygodniu, ale byłam cierpliwa.

Z ulgą przyjęłam fakt, że ochroniarzem wpuszczającym do klubu nie jest Zach. Ostatnio nasz kontakt bardzo się popsuł. Zdałam sobie sprawę, że wszystko zaczęło się od tej sytuacji w jego mieszkaniu, a później na sparingu. Mimo, że rozmawialiśmy ze sobą to coś się zmieniło.

Żałowałam, że tak się stało, ale nic do niego nie czułam, więc w zasadzie taki obrót spraw mi odpowiadał.

Weszłam do środka, a do moich uszu od razu dobiegł dźwięk elektronicznej muzyki. Była wczesna godzina, a i tak w środku panował tłok. Uświadomiłam sobie, że pierwszy raz jestem całkiem sama na imprezie. Nigdy wcześniej nie powiedziałabym, że będę zdolna do takiego wyskoku, ale nic co ostatnio robiłam nie przypominało mi dawnej mnie.

Podeszłam prosto do baru i czekałam. Potrzebowałam czegoś na rozluźnienie. Po chwili zza baru podszedł do mnie przystojny szatyn, z lekko rudawymi przydługimi włosami, którego kojarzyłam z widzenia.

- Czego sobie życzysz? – Zapytał.

- Coś mocnego.

- Ciężki dzień? – Zaśmiał się.

- Nie najlepszy. – Odpowiedziałam wymijająco.

- Zaraz się coś znajdzie. – Mrugnął i zaczął przygotowywać mieszankę. – Jesteś sama?

- Jeszcze tak.

- Jakby co. - Zrobił pauzę. - To Benji jest w loży. – Odpowiedział zadziwiając mnie lekko, że przypisał mnie akurat do niego. Ale coraz więcej osób widywało mnie w tamtym towarzystwie i nie było to już żadną tajemnicą.

- Dzięki. – Odpowiedziałam kiedy podał mi szklankę. Wypiłam łyka i zakrztusiłam się, a on nie krył rozbawienia.

- Miało być mocne.

Klucz do przetrwania. OGIEŃ. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz