Rozdział 42. WTEDY.

475 25 0
                                    

O godzinie czternastej następnego dnia byłam już praktycznie gotowa. Pozostało mi poprawić makijaż, który miałam od rana i mogłam chwycić kluczyki i wyjść. Zostało mi trochę czasu, który poświęciłam na przeglądanie instagrama. Ja sama nigdy nie wrzucałam nic do mediów społecznościowych, bo nie widziałam sensu dzielenia się z obcymi ludźmi moim życiem, ale lubiłam sobie popatrzeć co robią inni.

Kilka minut przed piętnastą siedziałam już w swoim Czołgusiu i wpisywałam w nawigację adres podany poprzedniego dnia przez Amandę. Kiedy podjechałam pod odpowiedni budynek odebrało mi mowę.

To był ten sam budynek, który pamiętałam z dnia, kiedy razem z Markiem i Zach'iem podjechaliśmy po Jacksona. Do tej pory jakoś nie brałam pod uwagę, że to może być jego dom rodzinny.

Chwyciłam do ręki telefon i napisałam do dziewczyny, że już na nią czekam. Wybiegła chwilę później z serdecznym uśmiechem, od którego zrobiło mi się ciepło na sercu.

Kolejny raz zachwycałam się jej urodą. Jej długie ciemne włosy były idealnie wystylizowane w luźne fale. Miała na sobie marmurkowy t-shirt z napisem Givenchy i obcisłe granatowe rurki. Całości stylizacji dopełniała mała torebka Jacquemus. Wyglądała perfekcyjnie.

- Cześć Kochana! – Powitała mnie swoim słodkim, melodyjnym głosem siadając na miejscu pasażera. – Niezła fura. – Mrugnęła do mnie, przez co zaczęłam się zastanawiać czy wiedziała, że był to prezent między innymi od jej brata. Swoją drogą musiałam przyznać, że trochę źle się z tym czułam jeżdżąc czymś na co nie było mnie w ogóle stać.

- Taaa.. – Odparłam wymijająco i chcąc szybko zmienić temat dodałam. – I jak tam w domu? Rozpakowałaś się już?

- Prawdę mówiąc, przez to, że moja mama jest projektantką, mamy w domu tyle ciuchów, że nawet nie muszę brać ze sobą walizki. – Rzuciła jak gdyby nigdy nic, a do mnie właśnie dotarło, że dzięki spotkaniu z nią mogę dowiedzieć się nareszcie czegoś więcej o jej rodzinie, szczególnie o..

- A jak tam w szkole? – Wyrwała mnie z letargu. – Wiesz, że kiedyś chodziłam do twojego liceum?

Nie wiedziałam.

- Naprawdę?

- Jestem od ciebie starsza o trzy lata i właściwie powinnam jeszcze się tam uczyć, ale mama wymyśliła sobie tę szkołę w Paryżu i musiałam się wypisać. – Lekko posmutniała. – Uczy tam jeszcze Pani Huber? Zawsze było mi jej żal, bo uczniowie robili sobie z niej straszne żarty.

- Uczy i niestety nic się nie zmieniło w tej kwestii.

- Biedaczka. Dziwię się jej, że jeszcze wytrzymuje to psychicznie.

- Chyba nie jest do końca normalna. – Stwierdziłam zgodnie z prawdą, a ona się roześmiała.

Pół godziny później siedziałyśmy w tej samej kawiarni, w której byłam dzień wcześniej z mamą. Urocza dziewczyna w fartuszku, która była w tym miejscu kelnerką musiała mnie zapamiętać, bo podeszła do nas rozdając nam menu i zapytała:

- Chyba zasmakowały ci wczoraj lody?

Była miła, ale mi automatycznie zrobiło się głupio i chciałam stamtąd wyjść.

Na pewno sobie pomyślała, że taka gruba jestem, a jeszcze przychodzę na deser dwa dni z rzędu. Byłam na siebie zła, że wybrałam to samo miejsce i od razu zepsuł mi się humor.

Amanda obejrzała kartę i rzuciła ją na stół.

- Słuchaj.. właściwie to nie mam ochoty na słodkie. Masz coś przeciwko, żeby zamiast tego pochodzić po sklepach? Dawno nie byłam w galerii.

Klucz do przetrwania. OGIEŃ. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz