Rozdział 11. WTEDY.

457 26 0
                                    

Kiedy się przebudziłam się na dworze było jeszcze ciemno. 

Chwilę zajęło mi dojście do tego, gdzie w ogóle jestem. Powoli zaczęły do mnie wracać wspomnienia poprzedniego dnia. Jęknęłam pod nosem, spojrzałam pod kołdrę i widząc, że wciąż mam na sobie ubranie uchyliłam ją i usiadłam na łóżku. 

Powoli zsunęłam stopy na podłogę. Skrzywiłam się kiedy poczułam bijący od niej chłód. Zawsze tak miałam kiedy byłam zmęczona i niewyspana. Wtedy bardziej niż kiedykolwiek było mi zimno. 

Szybko się rozebrałam, założyłam piżamę i wróciłam do łóżka. Nie miałam siły na kąpiel. Wzięłam do ręki telefon żeby sprawdzić godzinę. Ściągnęłam brwi widząc czwartą czterdzieści. 

Ponownie przeczytałam wczorajszą wiadomość:

Co tak nerwowo, Laleczko?

Prychnęłam.

- Laleczko? Co za dupek. – Powiedziałam cicho pod nosem. Postanowiłam, że jutrzejszy, a właściwie już dzisiejszy dzień chcę spędzić z przyjaciółką. Napisałam więc stosowną treść:

Do Alli:
SOS. Potrzebuję Cię dzisiaj.

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Pewnie przez cały czas czekała aż się odezwę. Była aniołem.

Od Alli:
S. przecież wiesz, że możesz przyjść nawet teraz.

Zdecydowanie nie zasługiwałam na taką przyjaciółkę.

Do Alli:
Przyjdę jak tylko wstanę. Jesteś idealna!

Leżałam przewracając się z boku na bok i rozmyślając na zmianę to o rodzicach, o Matty'm, o ... STOP. 

Podniosłam się do siadu i ponownie sprawdziłam godzinę. Była siódma dwadzieścia. 

Bez namysłu zeszłam z łóżka. Skierowałam się do szafy, z której wyciągnęłam bieliznę i komplet brązowych dresów i poszłam do łazienki pod prysznic. Gorąca woda, jak za każdym razem przyniosła ukojenie. 

Skończyłam, wytarłam się ręcznikiem i od razu wysuszyłam włosy. Nie chciało mi się malować, więc tylko nałożyłam na twarz krem BB, rzęsy pomalowałam delikatnie tuszem, a na usta nałożyłam bezbarwny balsam. 

Wyszłam do przedpokoju i wciągnęłam na stopy białe Adidas Forum Bold z czarnym znaczkiem.

 Po chwili szłam już chodnikiem do domu Watsonów. Furtkę otworzyłam sobie sama, ale drzwi pozostawały zamknięte. 

Było chwilę po ósmej, w niedzielę, więc łudziłam się, że którykolwiek z domowników jest już na nogach. Odetchnęłam z ulgą kiedy po kilku sekundach drzwi otworzyła mi ciocia Marie.

- Samantho, Kochanie. Jak dobrze cię widzieć. – powiedziała uśmiechając się szeroko. Była pięćdziesięciopięcioletnią kobietą. Bardzo zadbaną i bardzo elegancką. Choć miała na sobie szlafrok wyglądała nienagannie. Jej okrycie kosztowało zapewne więcej niż cała zawartość mojej szafy. Czarne włosy, o odcień których dbali najlepsi fryzjerzy w okolicy spięte były w perfekcyjnego koka. – Nasza księżniczka jeszcze śpi.

- Cześć Ciociu. Przepraszam, że przychodzę tak wcześnie.

- Nic nie szkodzi. Jak się czuje mama? – Tym pytaniem dała mi do zrozumienia, że wie o całej sytuacji. Nie miałam Alli tego za złe i tak było to kwestią czasu jak wszyscy się dowiedzą. Takie wieści szybko się rozchodzą.

- Szczerze mówiąc nie widziałam się z nią dzisiaj. Potrzebowałam ee.. przyjaciółki. – Powiedziałam wprost nie zastanawiając się nad tym jak to zabrzmiało. Marie pokiwała współczująco głową i pogłaskała mnie delikatnie po ramieniu, po czym odwróciła się i ruszyła w kierunku kuchni dając mi tym samym zielone światło. 

Klucz do przetrwania. OGIEŃ. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz