Rozdział 26. WTEDY.

440 25 3
                                    

Obudziłam się następnego dnia i minęło kilka dobrych sekund zanim doszłam do tego, gdzie tak właściwie się znajduję. 

Nie musiałam się jednak martwić, bo to miejsce znałam od urodzenia. 

Obudziłam się w swoim własnym pokoju, ale to zdarzenia minionego dnia były dla mnie powodem do niepokoju.

Po tym jak zorientowałam się, że chłopcem, którego spotkałam na Train Hill był Matty błyskawicznie go stamtąd zabrałam upewniając się przy tym, że nie widział zbyt wiele i niczego się nie domyślał. I tak miał uraz na psychice z powodu swoich rodziców, wiec nie wybaczyłabym sobie gdyby kolejne piętno zła odcisnęliby na niej moi bezmyślni znajomi. 

W międzyczasie zadzwoniłam do moich ukochanych Bliźniaków , żeby ogarnęli tych przygłupów, a ja sama odprowadziłam chłopaka upewniając się, że dotarł bezpiecznie to domu.

Dowiedziałam się, że jego rodzice przeszli wymagane leczenie i odzyskali syna, bo „jak wiadomo" dziecku najlepiej będzie z rodzicami, choć w tym przypadku ja miałam co do tego spore wątpliwości. 

Ojciec Mattiego czekał na niego przy drzwiach powtarzając w kółko „gdzie ty się szwendasz?", a gdy spojrzał na mnie krwiożerczym spojrzeniem zmyłam się stamtąd w mgnieniu oka.

 Zapewniłam go, że będę go odwiedzać i postanowiłam, że tego słowa dotrzymam.

Niecałą godzinę później kładłam się do swojego łóżka i dostałam wiadomość, na którą cały czas czekałam.

Od Benji:
Maleńka, wszystko załatwione. Nie ma powodów do obaw. ;) Widzimy się jutro, całuje mocno! Wujek B.

Nie miałam siły odpisywać i nawet nie wiedziałam co dokładnie miałabym mu powiedzieć. Dziękuję? Nie, bo za co niby. Spoko? To wydawało mi się zbyt trywialne przez powagę sytuacji. Postanowiłam, że po prostu jutro się spotkamy i obgadamy wszystko od początku. 

Miałam sporo pytań. 

Zgasiłam lampkę i byłam już na granicy jawy i snu gdy... usłyszałam głuchy dźwięk przypominający pukanie. 

Usiadłam na łóżku i próbowałam zlokalizować skąd dochodzi i ze zdziwieniem odkryłam, że ktoś uderza w moje okno.

Choć Alli z Wood'ami zdarzyło się kilka razy nawiedzać mnie w ten sposób w środku nocy, gdy nie odbierałam telefonu lub miałam kare, nie działo się to często, stąd wynikało moje zaskoczenie.

Zerwałam się na równe nogi i na w pół przytomna doczłapałam się do parapetu. 

Uchyliłam okno i zaniemówiłam. 

Przede mną, na trawniku stał Jackson i był na tyle wysoki, że jego twarz była niemalże na wysokości mojej, a dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów.

Miał na sobie kaptur, więc nie widziałam go wyraźnie, ale jego czekoladowe oczy wpatrywały się we mnie skanując całą moją twarz, żeby po chwili zjechać niżej wprost na mój dekolt. 

W tamtym właśnie momencie dotarło do mnie, że mam na sobie różową piżamę w białe serduszka, składającą się z obcisłego, krótkiego topu z dużym dekoltem i szortów.

Machinalnie skrzyżowałam ręce na piersiach i na skutek złości, która się we mnie wezbrała zasyczałam:

- Co ty tutaj robisz?

- Chciałem... - Przeprosić? Pomyślałam, ale naturalnie byłam w błędzie, bo po krótkiej pauzie dodał:

- Sprawdzić co u ciebie.

Klucz do przetrwania. OGIEŃ. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz