Rozdział 13. WTEDY.

455 28 15
                                    

W czwartkowy poranek obudziłam się w dobrym humorze. W końcu tylko jeden dzień dzielił mnie od upragnionego weekendu. 

Po porannej toalecie stanęłam przed szafą w celu wybrania odpowiedniej garderoby. Tego dnia miałam ochotę założyć coś bardziej dziewczęcego niż dres czy jeansy. Wybrałam czarny komplet z wiskozy. Dół składał się ze spódniczko spodenek z wysokim stanem, dzięki czemu mogłam czuć się komfortowo, a góra miała szeroki dekolt opadający na jedno ramię. 

Dobrałam do tego czarno-białe conversy za kostkę, które skróciłam wywijając na zewnątrz oraz jasną kurtkę jeansową. Makijaż wykonałam powierzchownie, gdyż pierwszą lekcją tego dnia miał być WF, pamiętając o zebraniu kosmetyków, które wrzuciłam do mojego białego plecaka. Włosy zaplotłam w grubego warkocza a na nos wsunęłam duże okulary. 

Spojrzałam w lustro upewniając się, że jestem gotowa i wyszłam z domu. 

Przed furtką jak zwykle czekał na mnie Mark. Byłam już prawie przy bramie, kiedy usłyszałam głos dochodzący zza moich pleców:

- Jezu, ty ubrałaś spódniczkę czy mi się wydaje?

- Spódniczko-spodenki kretynie.

- Spódniczko-co? – Zapytał rozbawiony Gibson.

- Zapomniałem już, że mam siostrę a nie brata. Zawsze wyglądasz jak lump.

- Przynajmniej się myję i nie śmierdzę w przeciwieństwie do ciebie. – Rzuciłam z przekąsem do Mike'a po czym zwróciłam się do kumpla – Idziemy?

Kiwnął głową i ruszyliśmy w kierunku szkoły. 

Na moje nieszczęście mój brat postanowił nam towarzyszyć, więc całe piętnaście minut spędziliśmy jak zwykle na dopieprzaniu sobie nawzajem. Szatyn przybrał bierną postawę podczas naszej konwersacji, a jego udział polegał tylko na śmianiu się i rzucaniu od czasu do czasu „o ja pierdole", czy „oboje jesteście nienormalni". 

Kiedy dotarliśmy do budynku i pożegnałam się z towarzyszami skierowałam się do damskiej szatni. Przed drzwiami stała Jessica, która pełniła rolę kapitana naszej drużyny wraz z trenerem męskiej części naszej klasy, Panem Gregorsonem. 

Powiedziałam cicho „dzień dobry" nie chcąc im przeszkadzać i weszłam do środka. 

Wszystkie dziewczyny były już przebrane i żywo o czymś rozmawiały. Przywitałam się z nimi, ale nie zdążyłam zapytać o co chodzi, bo podbiegła do mnie Amber. Miała na sobie krótki top do fitness i obcisłe leginsy, podczas gdy pozostałe dziewczyny ubrane były w szerokie szorty i t-shirt. Cała ona. 

Stała tak i patrzyła na mnie z uniesionymi brwiami:

- Blake, ty masz spódniczkę?

Pokręciłam z politowaniem głową, wywracając oczami. 

O co im wszystkim chodzi? Lubiłam dresy i luźne jeansy, ale bez przesady. 

Nie ubierałam się jak facet. W tym samym momencie do sali weszła Jessica z szerokim uśmiechem na ustach.

- Moje drogie panie. Mamy trening z chłopakami!

- Co, kurwa? – Tego się nie spodziewałam. Zaczęłam rozważać opcje ucieczki, ale przypomniałam sobie, że przecież witałam się z Gregorsonem. Mogłam szybko podrobić zwolnienie, ale na moje nieszczęście drzwi z drugiej strony się otworzyły, a w nich stał Jerry oznajmiający nam, że wszyscy na nas czekają. 

Dziewczyny wyszły na salę sportową, a ja szybko przebrałam się w strój i do nich dołączyłam.

Nie minął jeszcze pierwszy miesiąc szkoły, a każdy zdążył już zauważyć, że byłam totalnym beztalenciem jeżeli chodziło o zajęcia fizyczne. Nie udało mi się tego w żaden sposób zamaskować, szczególnie po drugich ćwiczeniach, kiedy rzucaliśmy piłką lekarską, a moja zamiast za plecami wylądowała na mojej głowie. 

Klucz do przetrwania. OGIEŃ. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz