Rozdział 9. TERAZ.

468 27 2
                                    

Stoję przed lustrem w łazience w samej bieliźnie. 

Dziś jest ten ZŁY dzień. 

Przede mną stoi szpetna, tęgawa dziewczyna. 

Z odrazą patrzę na za duże uda, rozlazły tyłek i fałdę na brzuchu.

Przenoszę wzrok na twarz i dalej nie podoba mi się to co widzę – ziemista cera, blizny po trądziku, kilka nowych krost, za duży nos. 

Chce mi się wyć. 

Ostatnio jestem w złej formie. 

Z każdym następnym rokiem coraz trudniej jest mi schudnąć. Musiałam zacząć posuwać się do najgorszego – głodówka, prowokowanie wymiotów. Tylko to daje rezultaty. Niestety tylko chwilowe, ale pomagają choć na chwilę cieszyć się z własnego odbicia. Uciszają złe głosy.

Ostatnio zauważyłam u siebie duże wahania w samoocenie, która wariuje, pomimo tego, że od kilku lat ważę mniej więcej tyle samo. 

Jednego dnia wydaje mi się, że wyglądam dobrze, żeby dwa dni później brzydzić się swoim wyglądem. 

Próbuję wtedy sama siebie pocieszać. Kobieto, przecież urodziłaś czwórkę dzieci, byłaś trzy razy w ciąży. Ale wtedy dociera do mnie, że nie chcę taka być. Nie chcę być jedną z tych matek, które przestają dbać o siebie, bo mają już dzieci, męża i nie muszą się stroić. Bo po co? Bo dla kogo? Tylko ta myśl, tylko to postanowienie pozwala mi jeszcze przetrwać. 

Gdybym się poddała byłoby już po mnie. Spadłabym na sam dół czarnej otchłani i nikomu nie udałoby się mnie stamtąd wyciągnąć. Z tego właśnie powodu pomimo tego, że była zima i siedziałam praktycznie przez cały czas w domu z dziećmi to każdego dnia wykonywałam delikatny makijaż. Dres, który ubierałam musiał być zawsze czysty i wyprasowany, choć wiązało się to z ciągłym praniem. 

To było najważniejsze - żebym czuła się schludnie. Bo inaczej przepadnę. Nie będzie już czego zbierać.

Kiedy urodził się Theo okazało się, że jestem jedną tych matek kwok, które nie lubią kiedy ktoś zajmuje się ich dziećmi. Na moje nieszczęście nie zmieniło się to w momencie przyjścia na świat kolejnych maluchów. Przy bliźniakach z całą pewnością potrzebowałam pomocy, ale byłam zbyt dumna, żeby o nią poprosić. 

Właściwie dlaczego? Co jest złego w proszeniu o pomoc? Albo w otrzymaniu pomocy? Nie pomagał też fakt, że babcia wpoiła we mnie żelazną zasadę, że wszystko zawsze musi być idealnie. Ta reguła wżarła się w każdą komórkę mojego ciała przypominając każdego dnia o swoim istnieniu. Musi być idealnie. Dlatego musi być po mojemu. Zawsze. Co nie znaczy, że nie lubię słuchać innych. Wręcz przeciwnie. Pytam i słucham rad ludzi, którzy czegoś doświadczyli lub byli mądrzejsi, czy też posiadali należytą wiedzę na dany temat.

Do tej pory nie umiem wskazać tego momentu w przeszłości kiedy stałam się taka silna. Która chwila była przełomowa? A może trwało to dłuższy czas? Były to miesiące czy może lata? Jedno co wiem to to, że każda porażka, każde doświadczenie czyni cię silniejszym. Czasem trzeba zrobić krok do tyłu, żeby móc ruszyć dwa kroki w przód. Nigdy się nie poddam.

Uderzam swoje policzki dwiema otwartymi dłońmi. Powtarzam ten gest jeszcze dwa razy pozostawiając dłonie przyklejone do twarzy. 

Patrzę na swoje odbicie i zagryzając wargę usiłuję powstrzymać łzy napływające mi do oczu.

- Nigdy się nie poddam. – Mówię w otchłań ciszy. 

Zdejmuję bieliznę i biorę szybki prysznic. Myję włosy, depiluję się, robię peeling. 

Nie spieszę się. 

Poświęcam sobie więcej czasu niż zazwyczaj wykorzystując to, że go mam, bo dzieci są w przedszkolu. 

Ubieram się w luźniejsze jeansy, żeby nie czuć się jak parówka uwięziona w folii. 

Wsuwam na siebie t-shirt o kroju oversize, który skutecznie ukrywa wszelkie niedoskonałości, a jego przód wkładam w spodnie. 

Suszę włosy, wykonuję delikatny, ale dość widoczny makijaż. 

Wyglądam dużo lepiej. 

Czuję się dużo lepiej. 

Od razu poprawia mi to humor.

 Uśmiecham się do siebie i powtarzam ponownie, tym razem głośniej i pewniej:
- NIGDY się nie poddam. 

Przybliżam twarz do lustra i mrużę oczy wpatrując się w ich zieloną głębię. 

Następnie opuszczam łazienkę, kierując się prosto do domowej apteczki po środki przeczyszczające. Kiedy do niej docieram zauważam, że wbijam sobie paznokcie tak mocno, że zostanie po tym ślad.

Zdecydowanie potrzebuję pomocy. Tylko czy ktoś jest w stanie mnie ocalić?

Klucz do przetrwania. OGIEŃ. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz