Rozdział 43. WTEDY.

626 28 5
                                    

Leżałam w obcym łóżku z kołdrą naciągniętą pod samą szyję.

- Po co się zakrywasz? – Zapytał i jednym zwinnym ruchem pociągnął za nią odkrywając mnie tym samym. – Chcę na ciebie patrzeć. Jesteś piękna.

Mówiąc to pochylił się nade mną i zaczął składać delikatne pocałunki na moim brzuchu.

- Nie masz dosyć? – Zadałam pytanie uśmiechając się zaczepnie.

- Ciebie nigdy, Laleczko.

Trzy godziny wcześniej.

Dotarło do mnie, że krzyk, który roznosił się po całej okolicy należał do mnie. Chłopak podszedł do mnie i jednym zwinnym ruchem postawił mnie na nogi.

- Sam, spójrz na mnie! – Potrząsnął mną sprowadzając mnie tym samym na ziemię.

Popatrzyłam w jego czekoladowe oczy, a w moich momentalnie pojawiły się łzy.

- Myślałam... - Wydukałam, a on przyciągnął mnie do siebie i przytulił.

Obok nas pojawili się Zach, Liam i Sanders.

- Kurwa, jak to się stało? – Zapytał ten ostatni.

Staliśmy i patrzeliśmy na roztrzaskany zielony motocykl.

Benjamin Reynolds podbiegł do leżącego nieopodal chłopaka sprawdzając tętno.

- Oddycha! – Krzyknął, a Liam nie czekając na dalsze wskazówki wyciągnął telefon i zadzwonił po karetkę.

- Ja pierdolę, ale kwas. – Rzucił Zach łapiąc się za głowę i chodząc w tę i z powrotem.

- Chodź. – Rozkazał Jackson, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego motocykla, który stał kilka metrów od nas.

Nie stawiałam oporów. Byłam w takim szoku, że mogliby ze mną zrobić wszystko.

Posadził mnie na miejscu pasażera, sam założył kask i odjechaliśmy przed siebie.

Po chwili byliśmy już na mecie, gdzie tłum ludzi widząc czarno-pomarańczowy motocykl wydał głośny, triumfalny ryk.

Oni nie byli jeszcze świadomi tego, co się wydarzyło.

Kilka osób zaczęło szeptać i wskazywać palcami, widząc mnie na tylnym miejscu, ale było mi wszystko jedno.

Kiedy jednak zatrzymaliśmy się przed samą linią wiwat zamienił się w irytację.

- Co to, kurwa, ma być?

- Czemu on się zatrzymał?

- Gdzie Paine?

Ludzie wykrzykiwali pytania w naszą stronę.

Nagle znikąd pojawił się Sanders, wskoczył na samochód zaparkowany na poboczu, zwracając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych.

- Wyścig nie rozstrzygnięty. Zaraz tu będą psy.

Nikt nie potrzebował więcej szczegółów. W ciągu pięciu minut z całego tłumu została tylko garstka osób.

W oddali usłyszeliśmy syreny policyjne i karetkę.

- Jedźcie. Ogarnę to gówno. – Rzucił do nas Aaron, rzucając mi kask, który bez zbędnych pytań założyłam na głowę.

Chwilę później jechaliśmy już bocznymi drogami przez las. Byłam ciekawa jaki jest cel naszej podróży.

Czułam się jak w jakimś filmie akcji.

Klucz do przetrwania. OGIEŃ. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz