Czułam się niczym w transie. Obraz sam przeobrażał się z czarnego tła na różne postury ludzi. Ludzi, którzy mnie niszczyli w środku. Byłam sama, pośród miliona ludzi. Każdy patrzył na mnie. Każdy coś chciał. Każdy mnie obserwował. Skulona nie miałam odwagi unieść wzroku ku im wszystkim. Czego chcieli. Vincent, Will, Dylan, Tony, Shane... Oni wszyscy byli powodem. Powodem, dlaczego każdy w okół uważał Hailie Monet za skarb, który trzeba pilnować. A im większa ciekawość co jest w środku, tym większe ryzyko, że skarb trafi w złe ręce.
- Hailie?
Głos pani psycholog zbudził mnie z intensywnego myślenia.
- Przepraszam, zamyśliłam się ponownie.
Odwróciłam lekko głowę, aby unikać jej wzroku, który wypalał dziurę we mnie. W pomieszczeniu było cicho. Jedyne co można było usłyszeć, to tupanie rytmiczne mojej nogi, oraz miałam wrażenie, że również mocne bicie mojego serca. Zaczęłam skubać skórkę koło paznokci u rąk. Gdyby nie to, że siedzę w pomieszczeniu przy niej, w ruch weszło by obgryzanie paznokci.
- O czym myślałaś? Wiesz, może to nam pomóc w dalszym szukaniu przyczyny twoich ataków paniki, czy może i nawet setna wszystkich problemów.
Słyszałam już różne gatki. Każda była różna, ale prowadziła do tego samego. Chcieli przejrzeć moje myśli. Vincent uważał, że rozmowa z kolejną panią psycholog będzie krokiem do lepszej rozmowy. Może gdyby w końcu to był facet, rozmowa lepiej by mi szła. Czułam, że przez moje nazwisko nie byłam brana jako osoba potrzebująca, lecz jako przepustka do braku kłopotów. Na wizytę u psychologa można czekać nawet kilka miesięcy. Mnie za to bez problemu przyjmują następnego dnia po jednym telefonie. Każdą, która mnie przesłuchiwała łączyło jedno. Niezawodna opinia. Same dobre komentarze, jak i polecanie. Nie czuję tego profesjonalizmu. Może to chodzi o mnie? Stresują się, aby nie dostać kulką w łeb za byle co. Jestem pewna, że Vincent nagadał coś jej, jak i każdej poprzedniej.
- Moje myśli nie pomogą. Jestem jak perła, zamknięta w skrzyni skarbów. Tylko wyglądam i liczy się moja cena.
Wstałam z miękkiej pufy, słysząc charakterystyczny dźwięk alarmu, informując, że spotkanie dobiegło końca.
- Wrócimy do tego - Ostrzegła podchodząc do biurka - Wolisz za tydzień w czwartek, czy piątek?
- Wszystko jedno. Wrócę tu i tak. Dzień w te czy w te nie daje mi różnicy.
Wzruszyłam ramionami przyjmując od niej karteczkę z datą i godziną. Nie wiem po co mi ją daje, skoro i tak pisze Vincent'owi kiedy kolejne spotkanie, który potem przypomina mi codziennie o zbliżającej się wizycie.
CZYTASZ
𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭 ~ 𝐔𝐤𝐫𝐲𝐭𝐞 𝐏𝐢ę𝐤𝐧𝐨
Teen FictionCzułam się niczym w transie. Obraz sam przeobrażał się z czarnego tła w różne postury ludzi. Ludzi, którzy mnie niszczyli w środku. Byłam sama, pośród miliona ludzi. Każdy patrzył na mnie. Każdy coś chciał. Każdy mnie obserwował. Skulona nie miałam...