💌~Rozdział 25~💌

621 19 4
                                    

Czułam ból głowy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Czułam ból głowy. Pulsowała mi okropnie. Ręce drżały. Czułam coś na zgięciu. Musiałam mieć wenflon. Byłam rozkojarzona. W tle słyszałam różne dźwięki. Głosy. Rozmowy.
Nie umiałam sobie przypomnieć zdarzeń. Byłam w szpitalu, ale po co?

- Tak, tak. Myślę, że państwa siostra ocknie się góra dwa dni. Musimy być dobrej myśli.

Nie wiedziałam do kogo należał ten głos. Był spokojny, kojący.
Nie taki, jaki słyszałam chwilę potem.

- Słuchaj kurwa gościu, ma się obudzić! Płacimy setki tutaj! Jak się nie obudzi to cię zabije osobiście!

- Robimy co możemy panie Dylan.

Dylan... Coś mi mówiło to imię. Jednak... Do kogo należał?

- Shane, Tony, weźcie go stąd. Idźcie po kawę dla nas, ma ochłonąć.

Ten głos też był przyjemny. Taki trochę jak szum morza. Kołyszący.

- Dobra Will, ale informuj jak coś...

Musieli wyjść, gdyż usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Ktoś został, czułam obecność.

- Martwię się Vincent. Miała wybudzić się już dwa tygodnie temu.

Dwa tygodnie temu? Co się dzieje? Nie mogłam otworzyć oczu. Coś mi silnie to uniemożliwiało. Ciałem też nie mogłam jakkolwiek się poruszać. Dlaczego?

- Wiem, ale bądźmy dobrej myśli. Za dużo się stało u niej. Musi wypocząć. Ocknie się. Jestem pewien.

- Nasza mama też miała się ocknąć...

- To nie jest dobry moment na wspominki Will - Poważny głos Syknął w stronę tamtego. O czym oni gadali?

- Jesteśmy - Do środka znowu ktoś przyszedł. Musiała być to ta trójka, gdy tyle par butów zdołałam usłyszeć.

Znowu poczułam mocne uczucie senności. Po chwili nie słyszałam już nic. Ani rozmowy, Ani głosów. Ani oddechu.

- Mamo, dlaczego masz na szyi taki tatuaż? - Spytałam kobiety, która zaczęła zasłaniać się włosami. Uśmiechnęła się życzliwie.

- To noc takiego. Nic nie znaczy, wiesz? Ale... Gdy spotkasz kogoś kiedyś z takim tatuażem, uciekaj. To taka... Zabawa.

- Zabawa?

Nagle zza drzwi wyszedł wysoki mężczyzna. Miał dłuższe włosy. Elegancko ubrany. Na ręce poprawił zegarek. Skądś go kojarzę... Ale skąd?

Podszedł do mojej mamy. Objął ją, a ona nerwowo chciała go dyskretnie odsunąć.

- Twoja córka jest taka piękna. Ma uśmiech po tobie.

Przyglądał mi się. Jego oczy miały w sobie coś mrocznego.

Nagle zaczął iść w moją stronę. Przegryzłam wargę czując nerwowość. Pot na czole lekko spływał ze mnie. Czułam, jak coraz ciężej mi się oddycha. Coraz szybciej szedł, a ja coraz szybciej się cofałam. Brakowało mi oddechu, czułam jak dysze. Wyciągnął do mnie rękę, łapiąc mnie za szyję.

Szybko się obudziłam dysząc. Złapałam się za szyję rękoma nie czując żadnego ucisku. Próbowałam złapał oddech. Ktoś podbiegł do mnie. Był to ciemnowłosy mężczyzna, z ciemnymi oczami, oraz elegancko ubrany. Patrzył na mnie zaskoczony. Próbował uspokoić. Ktoś krzyczał też w tle wołając lekarzy. Po moich bokach pojawiła się reszta młodszych chłopaków. Jednak szybko zostali zastąpieni lekarzami.
Zaczęli mnie badać, gdy ja wciąż walczyłam o oddech. Położyli mnie na łóżku, dociskając dłońmi klatkę piersiową. Jedną dłoń po boku zaczął trzymać mi ciemny blondyn. Miał zmartwioną twarz, ale też dość szczęśliwą widząc mnie.

- Hailie! Hailie!!

Tylko to słyszałam w okół siebie. Potem były to komentarze lekarzy, mówiące, że muszą podać mi to i to. Moje ciało zaczęło się mocno uspokajać. Podali mi coś dożylnie. Lekarze wyszli. Został jeden pośród wysokich, dobrze zbudowanych mężczyzn.

- Hailie, słyszysz mnie? - Zaczął starszy mężczyzna w fartuchu. Wziął latarkę świecąc mi nią po oczach.

- Światłowstręt - Podsumował ciemny blondyn. Znał się?

- Tak. Pamiętasz coś Hailie? Co się stało Wtedy?

Wtedy? Czyli kiedy?

Pokiwałam przecząco głową. Ci jedynie westchnęli zmarnowani.

- Kim...

Spojrzeli nagle w moją stronę. W sekundę, a nawet krócej.

- Kim jesteście?


𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭 ~ 𝐔𝐤𝐫𝐲𝐭𝐞 𝐏𝐢ę𝐤𝐧𝐨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz