Mężczyzna zaczął do mnie podchodzić, na co zrobiłam dwa kroki w tył. Pierw przywitał się z dwójką starszych, klepiąc ich po ramieniu, a następnie stanął na przeciwko mnie.
- Słyszałem królewno co się stało... Naprawdę mnie... Nie pamiętasz?
Jego rysy twarzy przypominały tych obok. Musieli być rodziną. A ja? Nie czułam nic. Nie pamiętałam nic. Emocje w ogóle nie targały mną. Jakby pustka przejęła moje ciało.
- Nie pamiętam Ciebie, ani nikogo stąd. Tych dwóch - Pokazałam palcem w ich stronę - Jak i tamtych, co prawie rozszarpali lekarza. Nie wiem skąd możecie mnie znać. Nie wiem kim jestem, ani tym bardziej kim wy.
Patrzyli w moją stronę z dziwnym grymasem. Spojrzeli sobie w oczy, jakby tak przekazywali jakiekolwiek informacje.
Dziwni ludzie.- Em... Okej królewno chodź do...
- Nie nazywaj mnie tak - Od razu Zażądałam. Kiwnął niechętnie głową, kontynuując.
- Chodź więc Hailie do środka. Jest tam pewna pani, która z tobą chcę porozmawiać.
Kto tym razem?
Ruszyliśmy do środka. Ja po środku, między dwoma młodszymi od tego mężczyzny, który akurat szedł pierwszy.
W środku było jeszcze piękniej niż na zewnątrz.
Na wstępie zauważyłam walizki, jakby ktoś dopiero skądś wrócił. Albo to moje?
Dotarliśmy do salonu. Był duży, ze sporą kanapą, na której siedziała jakaś kobieta, oraz trójka tamtych ze szpitala. Uśmiechnęli się do mnie życzliwie, ale nie odwzajemniłam żadnej czułości. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłam nawet gdybym chciała.- Witam Hailie - Kobieta wstała z siedzenia, podając mi rękę. Zignorowałam ją.
To aż tak dziwne? Sądząc po zszokowanych minach wszystkich dookoła, musiało być to dla nich nienormalne. Co jest w tym złego, że nie czuję ochoty podawać dłoni do pierwszych lepszych ludzi?
Speszona zabrała swoją rękę ode mnie, pokazując, abym usiadła obok. Ja jednak zajęłam miejsce na fotelu, z dala od nich.
Bliźniaki coś sobie szeptali do ucha, a nabuzowany nerd Prychnął. Najstarszy zasiadł na przeciw mnie, a pozostała dwójka elegancików zasiadła po drugiej stronie kanapy.- Jestem psychologiem panno Hailie. Nie pamiętasz mnie zapewne, ale prowadziłam cię kilka lat temu. Miałaś częste ataki paniki, powodujące problem z komunikacją. Czy czujesz teraz jakiś lęk? Boisz się?
Roześmiałam się jedynie głośno. Było to warte dla reakcji ich. Najstarszy złapał się za usta, jakby zobaczył ducha. Trójka obok siebie miała oczy jak pięciozłotówki, a dwójka lekko na uboczu patrzyła z żalem. Dlaczego to takie zabawne? Widok ich taki, jest wręcz śmieszny.
- Jesteś psychologiem? Od kiedy są spotkania rodzinne?
- Są... Zazwyczaj są. Jednak nie po to tu jesteśmy. Chcemy Ci przypomnieć wszystko, zgoda?
Rozłożyłam się na fotelu, wyciągając nogi na stół.
- Hailie - Warknął pouczająco ponury. Dlaczego ponury? Może nazwę go zrzęda? Nazywają go Vincent, ale może zmienić tożsamość na prawdziwe imię. Maruda, piękne!
- Czego - Zmierzyłam go wzrokiem. Nagle jego grymas zmienił się w zdziwienie, a jeszcze potem w stan zamyślenia. Co za zmienny typ.
- O-Okej, wróćmy do tego Hailie, co mówiłam. Czyli nie pamiętasz nikogo stąd? Prawda?
- Mówiłam już to kilka razy, więc odpowiedź znacie. Nie wiem kim jesteście, więc dajcie mi spokój. Jestem zmęczona, chcę stąd wyjść - Wstałam lekceważąc ich obecność
- Skoro tu mieszkam, gdzie mój pokój?Wstał szybko ten cały Will. Podszedł, zabierając mnie na górę. Bez słowa zamknęłam się w swoich czterech ścianach, rzucając na łóżko.
CZYTASZ
𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭 ~ 𝐔𝐤𝐫𝐲𝐭𝐞 𝐏𝐢ę𝐤𝐧𝐨
Teen FictionCzułam się niczym w transie. Obraz sam przeobrażał się z czarnego tła w różne postury ludzi. Ludzi, którzy mnie niszczyli w środku. Byłam sama, pośród miliona ludzi. Każdy patrzył na mnie. Każdy coś chciał. Każdy mnie obserwował. Skulona nie miałam...