Czułam się niczym w transie. Obraz sam przeobrażał się z czarnego tła w różne postury ludzi. Ludzi, którzy mnie niszczyli w środku. Byłam sama, pośród miliona ludzi. Każdy patrzył na mnie. Każdy coś chciał. Każdy mnie obserwował. Skulona nie miałam...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Spojrzałam w stronę wydobytego głosu. Był to mężczyzna z kitką. Miał duże oczy, ale też usta, które co chwilę coś do mnie mówiły. A ja? Jedynie co, to przyglądałam mu się oszołomiona. Mam wrażenie, że znam go bardzo dobrze, ale przy tym nie potrafiłam przypomnieć sobie imienia.
- A ty to?... - Zmrużyłam oczy, jakbym chciała dojrzeć każdy jego element twarzy. Ten jedynie wypuścił powietrze z ust, odjeżdżając autem wraz ze mną.
- Słyszałem o wypadku, ale nie sądziłem, że jest aż tak źle.
Przypatrywałam się jego twarzy. Nagle uderzył mnie powiew wspomnień z jakiegoś wydarzenia. MMA? Szliśmy, czegoś szukałam, ale czego?
- Przypomnisz mi swoje imię? - Szybko poprosiłam.
- Kai Parker.
Kai. Już pamiętam. Moja głowa nagle zaczęła niemiłosiernie boleć. Złapałam się za nią rękami, wyjąc wręcz z bólu.
- Hailie?!
Czułam jak zjeżdża na ubocze, a po chwili wyszedł z auta, aby móc być po mojej stronie. Otworzył ode mnie drzwi, schylając się i łapiąc za plecy.
- Wszystko okej? Co się dzieje? Czy ktoś wie, że wyszłaś z domu?
Uderzałam się pięścią w głowę, jakby to miało pomóc. Nic a nic. Czułam ogromną potrzebę, aby... Aby ktoś mnie przytulił.
Nawet nic nie powiedziałam. Nie poprosiłam. Kai sam otulił mnie swoim ciepłem, a potem szeptał do ucha czułe, uspokajające słówka.
- Już... Spokojnie. Jesteś bezpieczna.
Czułam, że powoli ból mija, a zamiast niego wracają różne urywki z życia.
- Chce do domu... - Mruknęłam ciszej, jednak na tyle głośno, aby ten wrócił na swoje miejsce od razu, zawracając w miejsce, z którego mnie znalazł.
∆
- Co z nią? - Słyszałam jedynie to za drzwiami. Co chwilę ktoś przychodził pytać o to samo. Spojrzałam w stronę okna. Zabrali mi klamki. Ściemniało się powoli. Czas najwyższy chyba spojrzeć im w oczy. W oczy mojej rodzinie.
- Przypomniała sobie wszystko. To był uraz na tle psychicznym. Pewne zdarzenia wzbudziły w niej panikę tak dużą, że nie nadążyła. Zapomniała, ale już jest dobrze. Wróciła do nas.
To mówił Cam. Mój tata. Mój kochany tata, który przyleciał tutaj dla mnie.
- Całe szczęście...
Will... On też tu czuwał. Mogłam sobie wyobrazić, jaki głaz spadł mu z serca.
- W końcu! Tęskniłem za nią!
- Ja też! Boże, bałem się, że już mnie nie będzie pamiętać.
Bliźniacy. Tak bardzo jestem szczęśliwa.
- Myślę, że zaraz trzeba będzie zobaczyć jak z jej stanem.
Ten poważny, lodowaty głos. Vincent. Ty też tutaj jesteś.
Jednak... To było koniec z nowych głosów. Gdzie Dylan?
Usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Szybko poprawiłam roztargane włosy, jak i zwilżyłam zaschnięte usta językiem.
- Proszę.
Do środka weszli wszyscy. Wszyscy, prócz Dylana. Zagryzłam mocno wargę, czując jak serce płata figle.
- Malutka - Podszedł od razu Will, kucając przy moim boku. Dłonią zaczął gładzić moje włosy.
Po drugiej stronie pojawił się Cam z bliźniakami. Najmłodsi z braci rzucili się na mnie, a w tle mogłam usłyszeć jedynie Vince, mówiącego aby mnie nie męczyli. Brakowało mi tego tak bardzo.
- Gdzie Dylan? - Odważyłam się spytać. Ci posłali sobie jedynie wzrok. Jednak głos zabrał Will.
- Czekał pod drzwiami wiele godzin, aż się obudzisz. Był tak Wniebowzięty, że nie zmrużył oka od czterdziestu godzin.
Czterdzieści godzin? Ile spałam?
- Kazałem mu iść spać, a raczej siłą zaniosłem go z chłopkami. Ten lada moment zasnął - Wyjaśnił Cam. Głaz spadł mi z serca. Szczęśliwa uroniłam łzy, a potem każdego do siebie przytuliłam.