💌~Rozdział 47~💌

290 9 0
                                    

Zdziwiło mnie to mocno

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zdziwiło mnie to mocno. Ten chłopak miałby być płatnym zabójcą? Pomieszało się im wszystkim. Ruszyłam do przodu, zbierając uwagę wszystkich dookoła.

- Nie możemy tego zostawić już? Robicie show marne, a Dylan'owi potrzebna jest pomoc. Ja jestem zmęczona, a zamiast zwiedzać piękne Tokio, jesteśmy w jakimś wąskim przedziale, rozmawiając ze zwykłym chłopakiem. Dajcie se siana już.

Wkurzona założyłam ręce na piersi, patrząc w górę na niebo. Słońce przyjemnie przypiekało, a ja nie nie chciałam marnować czasu tu.

- Z tego co wiemy, groził Ci Hailie, że Cię zabije - Oznajmił lodowato Vincent, wiercąc dziurę we mnie.

- I?

- I? - Wszyscy chórem odpowiedzieli zdezorientowani. Wzruszyłam na to ramionami.

- Jezu. Idziemy, czy nie! - Ten dzień był już zepsuty całkowicie. Dlaczego do cholery każdy wyjazd tak wyglądał. Bracia uznają coś za potencjalne zagrożenie i nici z zabawy. Ale nie. Tym razem to problemem był ten chłopak, który znacznie sprawił, że moja irytacja wzniosła się z poziomu znośnie, do zaraz komuś zrobię krzywdę.
- Jesteście beznadziejni.

- Hailie! - Ostrzegł mnie Vincent, ale ja jedynie przewróciłam oczami.

Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że nieznajomy przyglądał mi się bez krępowania. Miał lekki uśmiech na twarzy, który dodawał mu uroku. Przełknęłam ślinę wymijając wszystkich. Ruszyłam w którąkolwiek stronę.

Długo samotnością nie nacieszyłam sie, gdy z obu stron osaczyli mnie bliźniacy.

- Nie możesz od tak iść kiedy chcesz - Mruknął Tony niezadowolony.
- Chciałem posłuchać ich jeszcze, a tak to z Shane'm musiałem cię dogonić.

- To wróć tam. Nie rozumiem problemu.

- Nie mogę, bo Vincent mów...

- Co mnie to! Vincent rozkazuje, Vincent wie najlepiej, Vincent to, sramto. Mam po dziurki w nosie czy kazał Ci, czy nie. Nie chcesz, bez łaski. Nie jestem księżniczką, której trzeba pilnować na każdym kroku.

- Trochę jesteś...

Spojrzałam na Shane, który odwrócił automatycznie wzrok w inną stronę. Zacisnęłam dłonie w pięści, zaczynając iść szybciej. Jest tyle tu ludzi, że może ich zgubie. Ta, po ciulu. Zaraz po tym poczułam uścisk dłoni na mojej koszulce, która automatycznie mnie zatrzymała w miejscu.

- Oj no weź. Uspokój się, chcesz iść gdzieś? Chodźmy. Niech sobie radzą sami, a my nie będziemy tracić czasu.

Tony miał może rację. Nie warto było zwracać uwagę na nich. Mogłam się przyzwyczaić już do tego, ale nie potrafiłam. Wyjazd do Hiszpanii dał mi samowolkę, której aktualnie potrzebowałam.

- A tak pro po. Co cię ugryzło? - Shane nadmuchał balonika z gumy balonowej, który zaraz pękł, przyklejając mu się do twarzy.

- Co by miało być mi?

- O to ja właśnie pytam.

O co mu chodziło? Przecież byłam taka jak zawsze.

***

Siedzieliśmy w knajpie z jakimiś postaciami dookoła. Żaby, jakieś ninja i mnóstwo dziwnych ludzików.

- Czyli... Co to?

- Na-Ru-To! Ile mam ci powtarzać.

A no tak. Nie wiecie co się dzieje. Ja też, ale wróćmy do tej chwili.

,, - Nie! Nie wierzę! - Pisnął Shane zatrzymają się w miejscu. Z Tony'm odwróciliśmy się, aby zlokalizować o co chodziło naszemu bratu.
- Naruto! Knajpa Naruto! To ona... Nie ma takiego czegoś u nas!

Po tym jak Shane przykleił się do szyby, ruszyliśmy po niego.

- Chodź! - Tony złapał go za ramię ciągnąc, jednak jak zawsze wygrywał w sile właśnie on, tym razem to Shane jednym szturchnięciem pociągnął do siebie swojego bliźniaka.

- Nie! Musimy tu zjeść! Ja stawiam!

Bez odpowiedzi ruszył do lokalu, przez co zmuszeni i zrezygnowani ruszyliśmy tuż za nim.

W środku było tłoczno, ale dla zafascynowanego Shane'a nie był to problem. Po chwili znalazł wolny stolik. Znaczy... Prawie wolny. Sekundę przed nim miała usiąść już jakaś para, jednak ten skutecznie odstraszył ich sobą samym. Pomachał do nas. Spojrzeliśmy sobie z Tony'm w oczy, wzdychając synchronicznie ,,

- Mają tu kebsa? - Tony mruknął biorąc menu - Japierdole, co to za znaczki..

- Na następnej stronie masz menu po naszemu, głąbie.

Zaśmiałam się pod nosem. Mogłam wytrzymać posiedzenie tu dla nich.

***

- Okej. Ramen numer jeden, numer dwa, i numer trzy!

Niska Japonka podała nam nasze zmówienie, słodko życząc smacznego. Słyszałam jak angielski w wymowie u nich leżał.

- Okej! Itadakasuuu!

Tony zachłysnął się makaronem, a ja zdziwiona patrzyłam na mojego brata, który mówił niezrozumiałe słowa pod nosem, składając przy tym ręce niczym do paciorka. Ugryzłam się w język, aby nie powiedzieć nic złego. Jednak dusiłam w sobie śmiech.

- Hailie! - Szepnął mi do ucha Tony, na co przybliżyłam się lekko w jego stronę.
- Przypomnij mi, abym poprosił Vincent'a o sprawdzenie jego kartoteki pod podejrzeniem oglądania podejrzanych bajek..

Kiwnęłam głową, nie próbując nic odpowiedzieć. Widok, jak Shane robi sobie milion fotek z ramenem, figurkami, a nawet menu sprawiło, że nie dałam rady nic dodać ani ująć.

𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭 ~ 𝐔𝐤𝐫𝐲𝐭𝐞 𝐏𝐢ę𝐤𝐧𝐨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz