💌~Rozdział 16~💌

628 13 4
                                    

Leciałam aktualnie samolotem, pomiędzy Vincent'em, a Will'em

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Leciałam aktualnie samolotem, pomiędzy Vincent'em, a Will'em. Głowę miałam praktycznie całą drogę spuszczoną w dół. Niekiedy jedynie Will przytulał mnie do siebie, a Vincent sprawdzał, czy nie mam gorączki.

Lot minął szybko, chociaż męcząco dla mojej szyi.

- Jesteśmy malutka - Oznajmił mój niegdyś ulubiony brat, ale czy dalej mam odwagę któregoś osadzać w rankingu? To oni mnie powinni. Ranking rodzeństwa. Dla świętej Trójcy zapewne jestem na końcu, dla Will'a po środku, a Vincent? On pewnie w ogóle nie dał mnie tam.

- Hej, malutka, spokojnie, znowu czuję jak ci puls skoczył - Will trzymał mój nadgarstek, kciukiem przy żyle. Westchnęłam biorąc głęboki oddech.

- Nie wiem czy dobrym pomysłem jest brać Hailie na imprezę - Rzekł Vincent robiąc swoją stanowczą minę.

- A-Ale jak to, przecież jest sylwester...

Byłam zdezorientowana, czułam narastającą wściekłość i ból w klatce piersiowej. Dlaczego to aż tak boli? Ledwo potrafię wziąć oddech bez kucia.

- Możemy go spędzić w apartamencie. Włączymy film i...

- Nie! - Stanowczo zaprzeczyłam.
- Idziemy na imprezę, bawić się najlepiej jak się da. Poza tym, chcą ten rok powitać z wami i resztą braci.

Will przybrał martwiący się wyraz twarzy, Vincent za to wyglądał na zdziwionego. Co go dziwi? Że chce spędzić ten dzień razem?

- W porządku. O dziewiętnastej bądź gotowa. Wychodzimy wtedy.

Najstarszy ruszył pierwszy w stronę naszego miejsca chwilowego zamieszkania, a Will biorąc ode mnie torby, również ruszył, patrząc czy idę za nimi.

Spojrzałam na niego, widząc gwiazdy. Wszędzie w okół grała już muzyka. Ludzie bawili się, chodzili pijani po drodze. Szybko dogoniłam najstarszych, wchodząc do środka.

Byłam prawie gotowa. Makijaż zrobiony. Sukienka wybrana, czerwona. Zostało wybrać mi buty. Chcę szpilki? Czy coś na płaskim? Postawiłam jednak na te pierwsze, wyciągając z walizki krwisto-czerwone szpilki. Ubrałam, a następnie wstałam, aby rozruszać. Nagle przyszło mi powiadomienie. Podbiegłam do telefonu prawie się wywalając. To Vincent. Nie Dylan, Shane czy Tony...

Zeszłam lekko smutna. Will objął mnie swoim ramieniem. Był ubrany w czarną koszulę, spodnie opiniujące jego nogi, oraz płaszcz brązowy. Vincent za to standardowo garnitur. Ruszyliśmy do auta.

Droga zajęła do miejsca docelowego jakieś piętnaście minut. Szofer otworzył nam drzwi.
Wysiadłam widząc duży budynek, z którego leciała huczna muzyka, jak i kolorowe światełka. Impreza musiała trwać już chwilę.

Po przekroczeniu progu, ujrzałam sporą ilość osób już podpitych. Will złapał mnie za rękę, a Vincent za plecy, prowadząc przed siebie w stronę schodów.

- Parter jest dla tych, którzy przyszli się napić, nic więcej - Oznajmił mi do ucha Vincent.
- Dwa piętra wyżej jest nasz cel.

Lekko zdyszana dotarłam z braćmi na górę. Było znacznie inaczej. Muzyka była głośna, był bar, tańczący ludzie, ale wszystko odbywało się w eleganckiej atmosferze.
Jednak... Gołym okiem nie widziałam trójki pozostałych braci.

- Will - Szturchnęłam brata za koszulę, na co ten spojrzał. Schylił sie do mnie.

- Tak malutka?

- Gdzie Dylan, Shane i Tony? Nie widzę ich.

Ten jedynie spojrzał na Vincenta. Porozumieli się wyrazem twarzy. Nigdy nie dowiem się jak oni to robią. Jednak głos teraz zabrał Vince.

- Są piętro wyżej. Ty zostajesz tu z nami, rozumiesz?

- Ale... Co jest piętro wyżej? - Jakaś inna impreza? Lepsza?

- Nielegalne walki droga Hailie.

Poczułam gęsią skórkę, ale muszę dostać tam się za wszelką cenę.

Ucieczka na górę nie była łatwa jak myślałam. Wejścia pilnowała ochrona, a mnie Vincent z Will'em. Obaj co chwilę mnie zabierali gdzieś. Jeden do swoich kolegów omawiać interesy, drugi do baru, abym się nie odwodniła. Nagle nastał taki kulminacyjny moment, gdy bracia byli obaj zajęci w tym samym czasie czymś.
Niezauważona pobiegłam do ochroniarzy. Moich kolejnych zmartwień.
Jednak miałam plan.

- Przepraszam - podeszłam bliżej nich.

- Tak, panno Monet?

Acha. Czyli mnie znali.

- Bójka w toalecie.

Obaj spojrzeli na siebie.

- Wiemy o twoich zamiarach panienko. Nie puścimy cię. Nie na nas te sztuczki.

Zagryzłam wargę.

- Bójka!!!

Ktoś krzyczał z męskiej łazienki, na co obaj szybko pobiegli. Czyli jednak była? Pędem pobiegłam na górę, zanim obaj wrócą, albo co gorsza, zobaczą mnie bracia.

W końcu dotarłam. Jednak wkurzyłam się, widząc jak i tu stoi ochrona. Dlaczego wszędzie ich pełno?

Miałam się poddać już i wracać na dół, gdy ktoś zawiesił ramię na mnie. Spojrzałam w górę. Kai?

- Wybierasz się na walki? Co za ciekawe zainteresowania. Coraz bardziej cię lubię - Uśmiechnął się popijając swój drink. Ruszył ze mną do przodu. Ochrona otworzyła nam drzwi, a ja ujrzałam za nimi czystą masakrę.

𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭 ~ 𝐔𝐤𝐫𝐲𝐭𝐞 𝐏𝐢ę𝐤𝐧𝐨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz