💌~Rozdział 10~💌

721 12 1
                                    

Zaczęłam pakować się w swoją walizkę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zaczęłam pakować się w swoją walizkę. Przeglądałam co warto wziąć na tydzień do domu, a co zostawić i nie wlec tyle czasu. Przetarłam czoło z potu, patrząc na górę prezentów, które musiałam przewieźć.

- Kurwa - Wzięłam najmniejszy prezent próbując go jakoś włożyć. Bez skutku. Nie dam rady go tu ulokować.

Napisałam do Mony, czy może ona ma jeszcze miejsce w walizce, jednak ta szybko odpowiedziała, że sama ledwo zmieściła swój.

Zaczęłam główkować. Co zrobić? Nie wiem. Co mogłabym w tym przypadku wykonać.
Mój wzrok skierował się na wielki worek.

- Ty tak poważnie? - Zaśmiała się Mona widząc, jak niosę na plecach wór prezentów, a w ręce walizkę. Za mną tłukł się ochroniarz, chcąc od połowy drogi mi pomóc, jednak zapewniałam, że dam radę sama.

- Panno Monet, możecie wsiadać - Oznajmił nasz pilot z prywatnego samolotu. Uśmiechnęłam się, oddając w końcu zmęczona walizki, jak i wór do schowania, a samej wchodząc na pokład tuż za Moną.

Lot minął nawet szybko, dzięki temu, że zasnęłam. Na miejscu odebrał nas szofer. Pierw odwieźliśmy Mone, z tego powodu, że mieszkała ona bliżej. Potem ruszyliśmy na moją posesję.

Wielka brama wjazdowa otworzyła się dla nas. Po chwili wysiadłam, rozciągając obolałe ciało. Westchnęłam rozluźniona biorąc swoje rzeczy. Po chwili ktoś mnie wziął za ramię.

- Kto tu przyjechał - Dylan. Poznałam od razu po głosie. Uśmiechnęłam się do niego tuląc. Perfumy te same od kilku lat.

- Hailiee - Po chwili i bliźniacy przybyli, wraz z Will'em.

- Malutka, jak podróż? - Przytulił mnie do siebie mój ulubiony brat. Czułam łzy radości, mogąc ich widzieć.

- Dobrze, większość spałam. Wszystko mnie boli - Parsknęłam odsuwając się lekko.

- Droga Hailie, witaj w domu - Tuż przy drzwiach pojawił się najstarszy. Vincent. Wciąż tak samo opanowany. Wciąż tak samo poważny.

- Hej Vincent - Pomachałam. Jakoś tak nie widziało mi się pobiec do niego i wtulić.

- Panno Monet? Gdzie to? - Spytał ochroniarz biorąc w ręce wielki wór. Od razu ciekawski wzrok braci obarczył ją.

- Ja to wezmę - Oznajmiłam wyciągając ręce po to.

- Na pewno? To bardzo ciężkie. Lepiej abym ja...

- Nie - Przerwałam biorąc sama z jego rąk - I tak to już niosłam na lotnisku.

- Sama? Przecież to ciężkie musi być, skoro ochroniarz ledwo dał radę - Zaskoczył się Dylan, jednak oczy wskazywały dumę. Ucieszyłam się przerzucając na plecy ciężki wór, oraz ruszając do domu.

Na wejściu przywitała mnie nasza gosposia. Chwaliła moje cudne włosy, które zdążyły urosnąć, oraz, że schudłam znowu. To drugie raczej było w kontekście niezadowolonym.

Ruszyłam do pokoju, zostawiając wór pod piękną choinką. Stojąc przed drzwiami swojego pokoju, miałam różne wspomnienia, wracające do mnie. Położyłam rękę na klamkę, wahając się, czy chce otworzyć te drzwi. Delikatnie pociągnęłam za nią, otwierając. Weszłam. Moim zdziwieniem było to, że nie było ani grama kurzu. Półki, łóżko, podłoga świeżo umyta. Wszystko było tak samo, jak odjeżdżałam. Nie naruszone.

Położyłam się na łóżko, czując ekscytację. To będzie dobry tydzień.

Była około osiemnasta, gdy z trójką mojego najmłodszego rodzeństwa leżałam na kanapie oglądając horror.

- Bu!

Podskoczyłam wysypując cały popcorn na podłogę, łapiąc się za serce.
- Dylan! Idioto! - Krzyknęłam wściekła uderzając go w tył głowy. Od samego początku straszyli mnie.

- Spokojnie mała dziewczynko, może nie przyjdą złe duchy po Ciebie.

Nagle w całym domu zgasło światło. Bliźniacy pisnęli, tuląc się do mnie, na co wybuchłam śmiechem.

- Chyba korki wywaliło.

Jedyne co było widać, to lampy świecące za okem. Była śnieżyca. Po chwili na dół zeszli najstarsi, świecąc sobie latarkami.

- Prądu brak przez panującą za oknem śnieżycę - Zawiadomił nas Vincent - Za godzinę około powinni włączyć.

Usiedli koło nas. Vincent wyciągnął komórkę, robiąc coś na niej, a Will poszedł do kuchni, niosąc po chwili świece. Położył je na stół przed nami, wyciągając swoją zapalniczkę, w celu zaświecenia. Zastanawiałam się, po co mu zapalniczka. Palił?

- Okej, skoro brakło prądu, a co za tym idzie, brak roboty, może... Spędzimy razem czas?

Zaproponowałam patrząc na każdego po kolei. Will jedyny uśmiechnął się szeroko.

- Świetny pomysł malutka. Może zagrany w pięć sekund? Kiedyś dostałem tą grę od kolegi. Mówił, że ciekawa.

- Tak! Pójdę po przekąski i picie! Dylan, idziesz zemną - Zadecydowałam.

- Uh! Muszę? - Jęknął żałośnie bawiąc się telefonem.

- Tak! - Wyprzedził mnie Will, zabierając mu komórkę. Uśmiechnęłam się zadziornie do Dylana, na co ten wystawił mi język wstając z grymasem.
Kątem oka zauważyłam, jak mój ulubiony brat wyciąga rękę też w stronę Vincenta. Ten spojrzał na niego.

- Ty też.

Ten to dopiero nie boi się niczego. Nigdy w życiu nie przyszło by mi do głowy zrobić jak on w stronę Vince. Otworzyłam szerzej oczy, widząc jak ten oddaje z widocznym bólem, swój telefon.

Bliźniacy szybko przybiegli z grą, a głos wołającego mnie Dylana odbił się echem. Szczęśliwa ruszyłam do kuchni.

𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭 ~ 𝐔𝐤𝐫𝐲𝐭𝐞 𝐏𝐢ę𝐤𝐧𝐨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz