Księga II, Rozdział 1

65 5 4
                                    

- Co. To. Jest.

- Nie przypominam sobie, żebyś pukał. - odparł Viggo, jakby wcale nie miał na końcu języka pytania "z czego ty do diaska masz podeszwy?!"

- Bo jesteśmy w warsztacie przy kuźni, tu nawet nie ma drzwi! - warknął Krogan.

- Tak, tak, wymówki. Nie mam za bardzo nastroju na tłumaczenie, więc pomyśl troszkę sam, jestem pewien, że potrafisz. - nakręcił kolejny pierścień na spiralę i teraz nałożył na to deseczkę. Tym razem już działało.

- Mam rozumieć, że zamierzasz przywłaszczyć sobie Nocną Furię na stałe? - Krogan zawisł mu nad ramieniem, wpatrując się to w schematy, to w jego ręce.

- Tak, to najlepszy sposób na zabezpiecznie przed odbiciem go. Plus użycie najsilniejszego smoka Archipelagu przeciw tym, którzy będą bali się go zranić. Nie powiesz, że masz lepszy pomysł.

Tym razem nie była to paranoja. Naprawdę miał nóż na boku szyi. Momentalnie zastygł.

- Jeśli zrobisz cokolwiek, co mi się nie spodoba... - Krogan zniżył głos, pochylając mu się do ucha - ...to już wiesz, jaki kochany potrafię być. Kiedy tylko wpadnie ci do głowy głupi pomysł, najpierw użyj swojej główki, - stuknął go palcem w skroń - żeby określić, czy warto stawiać na szali siebie. Zapamiętasz?

- ...

- Zapamiętasz? - powtórzył, dociskając ostrze tak, że na powstałym rozcięciu zaczęła powoli zbierać się krew. Przez zimno przebijało się szczypanie. Dociśnie tylko trochę mocniej i skończy się rozpłataną tętnicą.

- Zapamiętam.

Nie odsunął noża. Uśmiechnął się. Viggo czuł jego oddech na uchu.

- Dobrze wiesz, jak szybko mogę cię dopaść, a jak powoli zabić, prawda? Mimo to nadal knujesz mi za plecami. To już samo w sobie mi się nie podoba. Więc lepiej po prostu skup się na odczytywaniu tych soczewek. Dobrze?

- Dobrze.

- Grzeczny chłopak. - szarpnął nożem do tyłu, odsuwając się. Zostawił Viggo samego, wycierając ostrze w pierwszy lepszy materiał, jaki znalazł.

Viggo oparł się o biurko i przygryzł knykcie, pusto wpatrując się w leżące na blacie strzemię. Ocknął się dopiero, kiedy na kartki skapnęło kilka czerwonych kropli.

***

To nie było proste do ogarnięcia.

Sączysmark stał koło osobliwości z rękami na biodrach i wyrazem twarzy, jakby Astrid kazała mu spróbować jej autorskiego ciasta, ale nie chciał jej urazić.

- Zadziałało. - głos wyrwał go z pustego wpatrywania się w scenę. Usłyszał jakże znajome, metaliczne kliknięcie, a czerwona lotka otworzyła się na pełną szerokość, a co kliknięcie zmieniała swoją pozycję - Potrzebuję trochę pomocy, Hakokieł się przyda.

- Noeeeeee... dobra...

Kilka minut potem, Sączysmark był świadkiem ciekawego procederu. Hakokieł stał w płomieniach, siedząc na ziemi i patrząc w niebo. W niebo patrzył też i jego jeździec. Nie tyle w niebo, co na czarny kształt odcinający się dość wyraźnie od reszty nieba, szybujący na strumieniu gorącego powietrza.

- Jest stabilnie... jest stabilnie... - mruczał pod nosem Viggo, pochylając się lekko w siodle. Kilka metrów nad ziemią, ale tym razem był na smoku sam, zdany na własną konstrukcję strzemienia. Ale najwyraźniej dobrze szło. Już nawet nie mroziło go strachem na widok przepaści pod sobą; to nie akcja z Ogniową Burzą, kiedy całą siłą woli musiał powstrzymywać się od przytulenia się do Czkawki za każdym razem, kiedy smok przebierał skrzydłami...

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz