Rozdział 6

29 4 5
                                    

W jaskiniach pod wyspą powietrze było tak zimne, że wymrażało płuca i nosy oddychających, nie ważne, jak blisko twarzy trzymali pochodnie. Sople pokrywały sufit i były... wielkości tak około chat na Berk. Jaskinia na środku zmieniała się w komin o średnicy długości statku Łowców, na której środku znajdował się słup lodu. Był zielonkawy i przejrzysty, co było dość niespotykaną formą.

Śledzik wbił nożyk w najbliższy kolec wystający z ziemi i oderwał jego kawałek. Lód roztapiał mu się w dłoni kilka minut, zostawiając po sobie bezwonną plamę cieczy.

- To nie jest czysta woda. Jest dużo wytrzymalsza na ciepło i dużo łatwiej się kruszy. - zauważył.

- Czyli mieszkający tu smok zieje lodem. Uroczo. - mruknął Czkawka.

- Wuj Fenris, jak myślicie, gdzie jest? - Mieczyk od kilku minut biegał i węszył po kątach. Zignorowali go już, przeczuwając wątpliwą prawdziwość owego wujka.

- Więc tak, coś nam się nie pokazuje na razie. - westchnęła Astrid.

- Ale sama popatrz, jak głęboki to jest system jaskiń. - Czkawka wskazał w dół komina - On może być gdziekolwiek. Chyba szukanie go nie ma sensu, da radę się ukryć.

- Ale wiesz, jak oni są uparci, na pewno go znajdą. - odezwał się Śledzik - Poproszę Dagura o jakąś straż i przeszukam też niższe poziomy. Musimy go znaleźć i chociaż dowiedzieć się, jak wygląda, żebyśmy mogli mu lepiej pomóc. Będę ostrożny, obiecuję.

- Ludzie?

- Nie, Mieczyk, nie widzieliśmy twojego wuja!

- A ja nie o tym! - pokazał im białą, porowatą ścianę o kilku fałdach.

- A to co za draństwo... - zdziwił się Śledzik, przesuwając po niej palcami. Odsunął rękę natychmiast - Jest ciepłe! To chyba... smocza skóra...

"Ściana" poruszyła się i odsunęła, ukazując biały bok i masywną łapę. Wszystkim zaparło dech w piersi, kiedy do przerwy między skałami i lodem przysunął się szeroki, płaski, śnieżnobiały pysk, nad którym wyrastało kilkanaście kolców z czarnymi końcówkami. Jeźdźców przeszywała para błękitnych, równie mroźnych co otaczające ich sople oczu.

- Jak to jest król... - odezwał się Mieczyk - To gdzie wuj Fenris... - zamilkł, kiedy gigant skierował wąskie, dzikie źrenice w jego stronę.

- Wycofujemy się. - zarządził spokojnie Czkawka - Powoli.

Oczywiście, że ktoś się poślizgnąć musiał. Padło na Śledzika.

Spłoszony nagłym ruchem, smok odsunął się tak, że widać było dwa masywne kły wyrastające mu koło paszczy, w której notabene zaświeciła się jasna, zimna masa powietrza.

Wszyscy odskoczyli na boki, kiedy splunął wodą, która momentalnie zamarzła w kontakcie z ziemią, tworząc grubą na dwa miecze ścianę lodu.

Za którą utknął Śledzik.

Król parsknął i cofnął się w cień, co widać było przez przezroczyste sople.

- Śledzik! - Czkawka uderzył w ścianę.

- Znajdę inne wyjście! - odkrzyknął z drugiej strony - Wy idźcie, nie denerwujcie go!

- Ale...

- I tak nie przejdziecie, ściana jest za gruba! Mi nic nie jest, dam sobie radę... - obejrzał się, widząc tylko obce, zimne skały i lód - Wszystko będzie dobrze...

***

Sączysmark nigdy nie doceniał, jak szybko mogą płynąć statki Łowców. Dopóki nie stał na dziobie jednego z nich, bojąc się, że mu zwieje hełm.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz