Rozdział 2

33 5 14
                                    

- No to mamy króla smoków w worku... - westchnął Sączysmark, patrząc, jak maluch bawi się łapą Szczerbatka - A ty czego tak łazisz? ... - pomachał rękami - Ziemia do Viggo!

- Czego. - warknął, zatrzymując się w pół kroku.

- Trawę już wydeptałeś. - zauważył, wskazując wyraźny ślad w kształcie dość równej elipsy na ziemi.

- A... aha... tak...

- Hej, to taki problem, że się maluszek wykluł? - Sączysmark przyciągnął do siebie smoczka i wziął go na ręce, podnosząc nad głowę - Kto jeśt najślićniejsim królewiciem?

"Urri!"

- Wiedziałem, że wiesz. - przytulił malucha - Oooo, ale on cieplutki, jak na klasę wodną! I jaki bialutki... ej, Viggo, nazwijmy go Sączysnieg!

- Co- wymyśl coś z sensem, albo będzie bez imienia.

- Zawsze źle... dobra, Śnieżynek lepszy?!

- Tak. Ujdzie. - iiiii znów zaczął chodzić w kółko.

- Dla mnie i tak zawsze będziesz choć trochę Sączyśniegiem. - szepnął chłopak.

Królewicz wyskoczył z rąk Sączysmarka i zaczął biegać między nogami Viggo, mrucząc z radością. Ostatecznie został potykaczem, wskakując mężczyźnie na pierś, kiedy tylko się przewrócił.

- I czego się gapisz? - burknął.

"Ruu~"

- Sączysmark, weź ode mnie swojego zwierzaka. - usiadł i złapał smoczka za kark. Śnieżynek momentalnie parsknął i spróbował się uwolnić, więc został puszczony. Podreptał do Hakokła i schował się za jego nogą, odgrażając się machaniem głową, pokazując swoje bardzo ostre i bardzo straszne i bardzo bardzo groźne ciosy.

- Ej, straszysz dziecko! - ofuknął go Sączysmark, sięgając po rybę i próbując z powrotem zyskać zaufanie małego, co przyszło mu całkiem łatwo.

- Pozbieram drewna na opał. - zaoferował nagle Viggo, oddalając się bez zawahania.

Sączysmark zmarszczył brwi i spojrzał na stos gałęzi przyniesionych przez Hakokła niedługo wcześniej; dałoby się tym ocieplić cały dom na dwie noce...

...

Kolejna elipsa miała zaraz pojawić się na trawie, tym razem większa.

Jak on miał to coś oddać Drago? Ten wariat na pewno palnie tekstem "Król Smoków jest mój!" i wszystko się wyda! Nie, Sączysmark nie może wiedzieć, kto naprawdę kupuje smoka. "Smoka", phi, to nawet nie jest smok! Śledzik miał rację, to tylko bezbronne dziecko, które nie ma dosłownie nikogo na tym świecie. Miał je oddać wariatowi, który spalił mu wuja na pokojowych obradach?!

Viggo przetarł skronie; zaczynało do niego docierać, co był w stanie zrobić dla niepewnego stosu złota, którego zapewne nawet na oczy nie zobaczy, przecież rozmowa jest o Krwawdoniu! Będą mieli szczęście, jeśli w ogóle pozwoli im odejść! Czy utarcie nosa Kroganowi naprawdę musi sięgać tak daleko, żeby zniszczyć życie małemu dziecku? Bo ostatecznie tym był "Śnieżynek": dzieckiem. Już to ustalił sam ze sobą. Akapit temu.

,,Chwila, czy zdradzenie Krogana nie czyni mnie zdrajcą Drago?" zatrzymał się. W sumie... racja! Krogan to przecież bezpośredni przydupas Krwawdonia, a jeśli pracujący z nim dla wspólnego celu go zdradził, to tak, jakby zdradził samego wodza z południa.

Pieprzyć złoto! Kończyny i narządy wewnętrzne ważniejsze.

Ale z drugiej strony... przecież MOŻE zemścić się na Kroganie w dobitniejszy sposób, niż tylko nie dać mu zabrać króla... Drago Krwawdoń już jest jego wrogiem, niech się ustawi w kolejce, i oj, będzie miał dlaczego!

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz