Pyskacz ostatni raz był tak szczęśliwy, kiedy Maruda przyszedł im na pomoc podczas aukcji smoków.
W sumie nie robił zbyt wiele, a tylko patrzył i okazjonalnie podawał materiały, kiedy Czkawka majstrował nową, własną wersję protezy. Pyskacz ani na chwilę nie czuł się tym pokrzywdzony, bo wiedział, że to prędzej czy później się zdarzy. Jego robota miała być tylko, co by się Czkawka nie załamał przez stratę kończyny. Bo to nie jest dobre. Doświadczenie.
Nie myślał, że Czkawka będzie nosił ten stary model dłużej, niż kilka miesięcy, a tu proszę, prawie sześć lat!
- Jest i też to tutaj... pomożesz ze sprężyną? - poprosił Czkawka.
Pyskacz z łatwością dogiął metal tak, jak miał być. Chłopak zatrzasnął klapkę i dla testu kilka razy przekręcił cylinder w górnej części protezy; trzy końcówki przeskakiwały między sobą w równym rytmie. Nasmarował jeszcze łożysko i od razu klapnął na najbliższy stołek.
Chwilę potem proteza już lśniła nowością na tle zdartych lekko spodni. Czkawka oparł się o najbliższy słup nośny i wstał, próbując wybadać niedoskonałości.
- Trzeba wsadzić mocniejszą sprężynę. Dziwne, aż tak zgrubłem?
- Ty dorosłeś, mój drogi. - odparł Pyskacz, pomagając mu założyć starą nogę, a potem szukając innej sprężyny - I ty nawet nie wiesz, jak się cieszę, że czujesz się coraz lepiej!
- No... nie powiedziałbym, że od razu już jest lepiej, ale tata ma rację: nie mogę siedzieć w pokoju do końca świata, nie ważne, jak bardzo tego chcę.
- Faktycznie jesteś trochę podchorowany, jeśli zgadzasz się z ojcem. - wybrał ze stosiku cztery mniej-więcej dobre sprężyny. Wracając do Czkawki pogłaskał Marudę po nosie.
- Dalibyście spokój, wcale nie podważam tego co mówi tak nagminnie, jak uważacie. - przewrócił oczami.
- Oczywiście, nie no, nic nie insynuuję. - wycofał się, podnosząc ręce - Ale tak czy siak, - położył rękę na ramieniu Czkawki - cieszę się, że dusza wraca do ciała.
***
Unik na lewe skrzydło, zmiana ogona, zwrot, złapać wiatr i strzał.
Czterech łuczników leży.
Smoki w klatkach wyjrzały pytająco spomiędzy prętów, widząc Nocną Furię.
- Dzień dobry, miło państwa poznać! - oznajmił Sączysmark, otwierając kolejne klatki. Dotarł do końca rzędu i tanecznym krokiem poszedł do kolejnego, w akompaniamencie strzałów plazmy, syku ognia Hakokła i zgrzytu pazurów o metal.
Stanął naprzeciw kolejnej z klatek i aż go zatkało. Leżący wewnątrz, obrócony go niego grzbietem smok obejrzał się na niego, nie ruszając w ogóle ciałem.
- Co tam znalazłeś? - Viggo wylądował zaraz koło niego.
- Patrzaj!
W środku siedział Burzochlast. Głównie fioletowy, z niebieskim ombre na skrzydłach, ułamanym w połowie prawym rogiem i bliznami na ciele.
- Jest jakiś mniejszy, niż tamten. - zastanowił się Sączysmark.
- Bo to samica. - odparł Viggo, używając zdobytego chwilę wcześniej klucza, żeby wypuścić smoczycę.
- A ty skąd to wiesz?!
- Ćśśś, straszysz ją. - zganił go - Ma krótsze od Chmuroskoka "wąsy" po bokach głowy i krótsze rogi. - wyjaśnił.
Cmoknął i pomachał palcami, odsuwając się od drzwi klatki. Miał nadzieję, że Sączysmark nie zauważy, jak nieudolnie naśladował Matkę Smoków. Smoczyca jednak wydała się zachęcona, wychodząc na zewnątrz. Utykała na lewą łapę.
CZYTASZ
I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AU
FanfictionSiekiera, motyka, Smocze Oko, Brakło mu sumienia dotąd. Siekiera, motyka, smok Hakokieł, Jeźdźcy patrzą krzywym okiem. Siekiera, motyka, złota stos, Smarkacz w sprawie zabrał głos! Siekiera, motyka, Nocna Furia, Wyjść na zdradzieckiego durnia. Sieki...