Rozdział 7

36 5 3
                                    

Sączysmark wrzucił sobie do torby zapasowe jedzenie. Jeszcze więcej, w każdym razie. Uciekł ze spiżarni tak ukradkiem, jak się do niej dostał, ale za węgłem o mało co nie wpadł na Krogana i Johanna, stojącymi nad mapą, przy otwartych drzwiach do kajuty kapitańskiej. Smoczyca Krogana wyłożona była na prawie całej szerokości korytarza przed kajutą, pochrapując z cicha.

- Daj rzesz spokój, zwiał i tyle. Jedyne co zabrał, to to całe jego Smocze Oko! - Krogan przewrócił oczami, zakładając ręce za głowę.

- Nie rozumiesz, że może właśnie w tym momencie kraść naszego króla?! Idioto, mieliśmy go pod nosem, a ty go wypuściłeś! - pieklił się kupiec - Naprawdę, na wszystko co złote, nie mogłeś po prostu poderżnąć mu gardła?!

- Nie, tak się składa, że-

- Że postanowiłeś złapać go żywcem, żeby mieć zabawkę, myślisz, że cię nie znam?! To tylko i wyłącznie twoja wina, Kroganie. - stuknął go palcem w napierśnik. Jego dłoń została natychmiast odepchnięta - Możesz wmawiać sobie ile chcesz, ale jeśli Czarciousty złapie króla przed nami, to ty będziesz świecił oczami przed Drago, nie ja. - strzepnął sobie kurz z rękawa - A tego, zdaje mi się, nie chcesz.

- Zamkniemy bachora i wróci.

- Nie. Mam dość twoich planów łapania kogokolwiek. - uciął ostro Johann - Jeśli nadarzy się taka sposobność, dopilnuj, żeby nie spudłował. - machnął głową w stronę smoka.

- Ona nie pudłuje. - zaakcentował.

- Gdyby tak było, Jeźdźcy nie stanowiliby problemu!

Sączysmark chciał podkraść się bliżej, żeby zobaczyć wkurz Krogana, ale wtedy czerwony smok się poruszył.

Wpatrywała się prosto w niego.

- Dobrze, dobrze, jak mi się uda to go zabiję, matko. - Krogan zaczął chyba iść w stronę wyjścia. Sączysmark spanikował, nie mając dokąd się wycofać w formie cicho plus szybko. Pomoc przyszła jednak z najmniej oczekiwanej strony.

- Ej! - krzyknął Krogan, kiedy drzwi zatarasował czerwony, pokryty łuskami grzbiet. Kopnął smoczycę, która ofukana przewróciła się na brzuch i wstała, patrząc na niego tak zaspanym wzrokiem, na jaki pozwalały kameleonowate oczka - Leniu durny... chodź! - złapał za łańcuch i szarpnął ją za sobą korytarzem. Prawie się przy okazji przewrócił, bo specjalnie podeszła kilka kroków w przód - wredna bywasz, wiesz? - syknął.

Sączysmark odsunął sobie rękę od ust dopiero, kiedy Johann też wyszedł na górny pokład. Na palcach wyszedł ze spiżarni i pobiegł po Hakokła.

***

Ponocnik spojrzał na swojego jeźdźca, ostatni raz szukając potwierdzenia tego, co robią.

- Eskadry trzy, cztery i moja w górę! - zarządził Krogan, ściągając łańcuch i podrywając swojego wierzchowca w powietrze. Sączysmark ostatni raz wymienił spojrzenie ze smokiem i sam wzbił się w niebo. Nadal nie wiedział, czy był na to wszystko gotowy...

W istocie, Paszczogony stanęły jak wryte kilkanaście metrów od wyspy i ani drgnęły bliżej. Dlatego Lotnicy zaczęli ciskać kulami ognia w przygotowane przez Berserków balisty i katapulty; choć niewiele trafiało, to sami pozostawali poza ich zasięgiem, jednocześnie rozbijając wystrzeliwane w ich stronę kamienie i kierując te płonące na wodę.

W końcu dopięli swego: zmusili Jeźdźców do ujawnienia się.

Kolorowa eskadra runęła na Lotników jak grom z jasnego nieba, ciskając każdym rodzajem ognia, jaki można sobie było wyobrazić. Dodatkiem były kolce Wichury i jeszcze niepodpalony gaz Wyma i Jota, który jeden z Lotników nieopatrznie podpalił. Wybuch namieszał im w szykach, ale wtedy przydał się dość jednak potrzebny plan: na Jeźdźców od dołu już tylko czekały strzały ze Smoczym Korzeniem, a na tych, którzy chcieli zawrócić, napadły eskadry jeden i dwa. Smoki rycząc i prychając zaczęły jednocześnie rzucać się na siebie wszystkim, co miały. Zrobiło się dosłownie gorąco.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz