Epilog

36 4 1
                                    

Sączysmark pamiętał wyrwanie się spod szponów smoka. Pamiętał, że gadał coś, żeby nie umierał. Pamiętał, że przycisnął mu dłoń do szyi, próbując wyczuć serce. Pamiętał, że zobaczył, jak Viggo zamyka oczy. Że coraz słabiej krzyczał, żeby nie zasypiał. Jak przestawał czuć pulsowanie pod ręką. Potrząsanie nic nie dało. Puls zwalniał, aż zniknął.

- Błagam cię... nie zostawiaj mnie. - oparł głowę na jego piersi, jeszcze jeden raz szarpiąc nim na boki - Nie chcę zostać sam...

Wyprostował się i spojrzał na jego twarz; wyglądał, jakby po prostu zasnął.

- Zabiłaś go... - podniósł wzrok na Królową. Wysunęła język kilka razy, patrząc na niego z politowaniem. Politowaniem.

Pamiętał, że jedyne co miał w głowie to przerażenie. Przerażenie, które tym razem zawrzało jeszcze szybciej niż zwykle, uciekając z jego mózgu z falą wściekłości.

- ZABIŁAŚ GO!!!

Pamiętał, że nie umiejąc znaleźć topora, wyrwał miecz z klamry na pasie towarzysza i wstał. Nie potrafił trafić na zapalnik kciukiem, więc sięgnął do miecza drugą ręką.

A potem dostał czymś ciężkim w głowę. I wszystko wokół zniknęło.

***

Ocknął się w ich obozowisku. Razem z resztą. Królowa wręczyła mu żagiel ze statku Łowców i gruby sznur żeglarski i machnęła ręką w stronę brzegu. Hakokieł przyniósł kilka sporych konarów, a Szczerbatek położył je w rzędzie koło siebie, jakby próbując coś Sączysmarkowi przekazać.

Powoli podpełzł do nich Zmiennoskrzydły, wypuszczając z pyska Smocze Oko i podsuwając je nosem do Sączysmarka, ukradkiem zerkając na swoją władczynię. Skinęła mu głową z aprobatą, więc szybko z powrotem zniknął między drzewami.

- Co...

Królowa wyrwała mu sznur i związała dwa konary razem, pokazując resztę. Wydawała się rozczarowana jego nie rozumieniem sytuacji.

Wtedy chłopak jeszcze raz zmusił się do potrząśnięcia ludzkim towarzyszem, też tam przywleczonym; był zimny jak lód. Nie oddychał.

...

- To się nie miało tak skończyć... przepraszam... - łuk sam wypadł mu z ręki, ale nawet tego nie zauważył.

Hakokieł pochylił się i otarł się o niego pyskiem, próbując go jakoś pocieszyć.

- Co ja najlepszego zrobiłem, gdybym... gdybym tak na nią nie naskoczył... - wytarł oczy i jeszcze raz pociągnął nosem - Gdybym postawił na swoim i kazał mu wrócić na Berk zaraz po tym, jak oddaliśmy Śnieżynka... nic by się nie stało...

Szczerbatkowi uszy opadły jeszcze niżej, kiedy spojrzał na stan Sączysmarka, a potem na morze, gdzie spory kawałek od brzegu kołysała się sklecona z konarów tratwa, przykryta tym, co z żagla pozostało. Łuna z trawiącego ją ognia ginęła w czerwieni zachodzącego słońca.

Królowa stojąca nieopodal nich spojrzała na nich ze znudzeniem i parsknęła coś do Szczerbatka. Zasyczał na nią, ale ostatecznie podszedł do Sączysmarka i machnął łbem.

- Dobra... może się uda... - Sączysmark wspiął się na siodło i jakoś dosięgnął strzemion, które były ułożone mocno inaczej, niż kiedy były przystosowane pod Czkawkę. Ale mechanizm był ten sam, więc może uda im się wrócić do domu. Może jego wersja ogona zadziała...

Udało się, ogon z żagla zadziałał.

Zostawili wyspę za sobą.

Obejrzał się jeszcze raz; tratwa stała się malutkim, samotnym, pomarańczowym punkcikiem na wielkiej, pustej przestrzeni oceanu.

- Przepraszam... - szepnął jeszcze raz - Dla mnie byłeś "tym dobrym". I ja tego nie zapomnę, przysięgam. Słowo Jorgensona...

Nie chcąc się znowu rozpłakać, wrócił do patrzenia przed siebie. Na zachód. Prosto w stronę zachodzącego słońca. W stronę domu.

...

Sznur trzymający gałęzie pękł z cichym trzaskiem, psując całą konstrukcję. Brązowe elementy Smoczego Oka błysnęły w słońcu przechodzącym przez lustro wody, zanim w absolutnej ciszy opadło ono w ciemną toń zapomnienia tak głęboko, że nie miało już czego odbijać.

Koniec.


I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz