Rozdział 5

26 3 2
                                    

- Nawet nie wiesz, ile wycierpiałem, żeby to zdobyć, ta twoja wyspa to jakiś koszmar!

- To dobrze, znaczy tylko tyle, że nikt przy zdrowych zmysłach nie pójdzie tam niczego szukać. - Viggo przyciągnął do siebie rzucony niedbale na ziemię woreczek ze stukającymi o siebie drewnianymi rzeczami; wewnątrz znajdowało się dwadzieścia jeden figurek.

- A te smoki są totalnie wystrzelone! Przesz gdyby nie Sączywredota, to by mnie rozszarpały na strzępy!

- Mam kilka uwag co do tego drugiego zdania...

- Coś ty zrobił, że są takie agresywne?!

- To są smoki, które wcześniej walczyły na arenach lub były używane do trenowania rekrutów, ale zrobiły się zbyt pokiereszowane bądź zbyt przebiegłe. Nienawidzą rodzaju ludzkiego jako takiego. - wzruszył ramionami - Ale uprzedzę twoje zażalenia; w chwili obecnej nawet jakbym chciał, to nie mogę dla nich zrobić nic lepszego. Mają własną wyspę, są wolne i nikt więcej nie przyjdzie ich gnębić niczym więcej, niż suszoną Smoczymiętką. A teraz ja spytam: kim jest Sączywredota?

- Nazwałem tak tego Ponocnika, powiem ci że wredne to-to tak, że aż stęskniłem się za Hakokłem! - wywołany smok w odpowiedzi przewrócił oczami - Następnym razem ty, panie inteligencjo, będziesz leciał w niebezpieczne miejsca i narażał życie, rzucając workami Smoczymiętki w dzikie smoki!

- Zaraz, co-

- Nawet nie próbuj dopytywać, niczego się nie dowiesz!

- W takim razie spytam jeszcze o Koniec Świata.

- No oczywiście, że Wredot zawrócił kilkadziesiąt metrów od wyspy!

- "Oczywiście" jest absolutnie złym słowem w tej sytuacji, Sączysmarku. - zauważył poważnie - Zabrał cię na wyspę ze skarbcem. Zabrał cię na wielkie skupisko ludzi! A z jakiegoś powodu nie zabrał cię do notabene opuszczonych już, ludzkich zabudowań. - zmarszczył brwi - Bo zakładam, że Koniec Świata...

- Opuszczony do cna. - skinął głową, siadając koło niego i wyciągając z torby suszoną wołowinę - Trzy wieże strażnicze się zawaliły, a po grządce Śledzika deptał dziki Gronkiel. Gdyby ktokolwiek był w domu, nigdy by tego tak nie zostawili.

- Dziwne. To... tak jakby Królowa dała mu instrukcje, gdzie może cię zabrać. Plus wiedzieli, że chcesz odlecieć, bo na nas czekali.

- Nie mieliśmy mieć tu jakiegoś immunitetu?

- Mamy. Nic nie może nas tu zaatakować. Nadal ma Zmiennoskrzydłego, który jest jej zwiadowcą.

- A. Czyli nas podsłuchuje?

- Tak, to w zasadzie robi pionek zwiadowcy, myślałem że już się nauczyłeś.

- Super. Po prostu super. - wzruszył ramionami i glebnął na plecy - Po prostu super.

- Jeśli wie, gdzie cię zabrać a gdzie nie, to o ogonie możemy zapomnieć. - dokończył przerwaną myśl. Wiszący na gałęzi Szczerbatek po usłyszeniu tego po prostu zakrył sobie głowę skrzydłami - Słuchaj, ja... przepraszam. - Viggo stanął koło niego - Naprawdę myślałem, że to już mogłoby się skończyć. Ale obiecuję, że już tylko kilka dni. I wrócisz do domu.

Szczerbatek nie odpowiedział, a nawet chyba zacisnął skrzydła szczelniej wokół siebie.

- To ja... mhm. - skinął głową i trochę niezręcznie wrócił do ogniska. Schował twarz w rękach - Co myśmy narobili...

- Mów za siebie, ja się na to wpisałem tylko dlatego, żeby pilnować, czy oddasz Szczerbatka! - odparł obrażonym tonem, ale prawie od razu się zreflektował - No... na początku.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz