Księga IV, rozdział 1

42 5 2
                                    

- Urocze to. - Sączysmark skończył oglądać jajo i oddał je Viggo - Aż szkoda się rozstawać, co?

- Trochę. - odparł, wsadzając je z powrotem do torby.

- Hakuś, daj do ognia. - poprosił chłopak, w odpowiedzi do czego smok buchnął płomieniem tak, żeby dodatkowo podpalić mu włosy.

Viggo zignorował jego wkurzone krzyki i wpatrzył się w ogień, potem przenosząc wzrok na cienie i światła tańczące na łuskach Szczerbatka, zwiniętego w kulkę i oddychającego miarowo. Wątpliwe, że spał, ale miał zamknięte oczy i nie ruszał się dłuższą chwilę. Mlasnął i jakby czując, że ktoś się na niego patrzy, uchylił jedno oko, podnosząc nieznacznie uszy.

Viggo rzucił mu rybę, którą smok obwąchał i zjadł na dwa kłapnięcia pyskiem.

- Idźcie spać, jutro z samego rana czeka nas długi lot. - odezwał się w końcu.

- A ty nie chcesz...

- Naiwnie wierzysz, że tej nocy zachce mi się spać. Nie przejmuj się mną.

- No dobra, raczej wiesz, co mówisz. - nasunął hełm na oczy i oparł się o Hakokła, przykrywając się jego skrzydłem.

Viggo wyprostował nogi i zsunął się trochę ze swojej kłody tak, żeby móc łatwiej patrzyć się w niebo. Słońce zaszło wystarczająco dawno, żeby mógł podziwiać gwiazdy. Z nudów nazywał w myślach po kolei wszystkie konstelacje, jakie znał. Nie było ich dużo, bo używał ich tylko do nawigacji, ale zawsze kilka minut zajęte.

"Nie przejmuj się mną." Dlaczego miałby? Czemu tak przywiązał się do gościa, który od prawie dwóch lat niszczy im sielskie wakacje? Czyżby faktycznie od początku do końca wierzył, że jest bezpieczny? Że plan jest w stu procentach prawdą? Nie, nie może być tak naiwny! Ufanie komuś do tego stopnia jest zwyczajnie głupie...

***

- Czyli tak, nie tylko kompletnie zawaliłeś sprawę, ale też próbowałeś ode mnie uciec. - Drago nawet na niego nie patrzył, jak od niechcenia przechadzając się po najbliższym im kawałku pokładu - Niezbyt sprytne.

- Nie próbowałem uciec, szukałem tego sukinsyna!

- Aha.

To było to "aha", które znaczyło "i i tak ci się nie udało?". A to znaczyło rzeczy, od których Kroganowi momentalnie zjeżyły się włosy.

- Daj mi jeszcze jedną szansę. Znajdę go i przywlekę ci. Króla smoków też! Przysięgam!

- Hm...

A to było "hm...", które znaczyło, że Drago na serio to rozpatrywał. Jest jakaś nadzieja...

- I cóż ja mam z tobą zrobić? Nie lubię wyjątków. - spojrzał na podwładnego po raz pierwszy odkąd go przywlekli. Prawie od razu skupił się jednak na czerwonym Paszczogonie, zajmującym prawie pół pokładu, skulonym w pozie absolutnej defensywy - I ty już dobrze o tym wiesz.

- Wiem, ale wiem też jak wszystko naprawić!

- Dobrze.

Ten typ "dobrze", znaczył, że po tym słowie powinien być przecinek, nie kropka. Kropka postawiona została, żeby ktoś mniej obeznany z Krwawdoniem zaczął mieć nadzieję. Krogan poczuł tylko nową falę przerażenia. To już chyba jakiś rekord.

- Powiesz Khanowi, jak ma to naprawić. - skinął głową w stronę postaci opartej o maszt - On naprawi, a z ciebie będzie śliczna zabawka dla tych, którzy lepiej od ciebie znają się na robocie.

- Nie, posłuchaj, daj mi jeszcze jedną szansę, no błagam cię! Wiesz, że nie znajdziesz drugiego takiego żołnierza jak ja, nie możesz tak po prostu- - wykręcił piruet i upadł na deski, rozcierając policzek i czując pod palcami spore rozcięcie, jeszcze zanim poczuł wiążący się z nim ból. Drago wytarł czubek włóczni o jego pelerynę.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz