Rozdział 4

41 5 2
                                    

Nie mówili więcej o Czkawce. Nie trzeba było. Krogan wkurzył się na ludzi, którzy nic nie zastali, jednocześnie frustrację wyładował właśnie na nich. Cóż.

Dużo bardziej fascynujące od roztrząsania tego tematu było patrzenie w ciszy, jak przeklęty pomiot burzy, najsilniejszy smok Archipelagu i postrach wśród Łowców goni zajączka.

- Czyli Nocne Furie to po prostu przerośnięte koty ze skrzydłami i łuskami? - odezwał się w końcu Viggo, dalej przechylając naramiennik tak, żeby światełko pozostawało poza łapami Szczerbatka. Obrócił zawinięty w szmatkę kawałek lodu i znów przyłożył go do na wpół widocznego spod brody siniaka - Osobliwie urocze.

- Pierwszy raz Furię na oczy widzisz? - parsknął Sączysmark.

- Wiesz, jakimś cudem tak.

- Co z ciebie za łowca?!

- Nie ja wyrżnąłem gatunek w pień. - obrócił się do niego.

Zorientowali się, że zajączek wylądował na piersi Sączysmarka ciut za późno. Bo sekundę potem rozległo się uderzenie o ziemię i bardzo wkurzone "Szczerbatek, złaź!!"

***

Krogan otworzył okiennice. Nudził się. Bardzo. Odkąd Jeźdźcom zabrakło Czkawki, stali się zdezorganizowani i leniwi. W dodatku jego kontakt o pobycie chłopaka na starym posterunku okazał się być fałszywką, zapewne podstawioną przez Viggo. A mógł drania zadźgać już dawno...

Może można by zorganizować kolejne walki smoków? Pieniądze z tego szły, a Paszczogony jednak jeść muszą nie ważne, czy tresowane po dobroci czy nie. A jedzą tylko te zakichane szczupaki, od których zapachu wszystkim chyba na wyspie robiło się już niedobrze.

Nagle w okno przydzwonił jakiś ciemny kształt z taką siłą, że Krogan przewrócił się i sięgnął po cokolwiek, co miał pod ręką i mógł nazwać bronią; nic nie znalazł. Jednak kształt jak się pojawił, tak zniknął, a za oknem przeleciał pomarańczowy Koszmar Ponocnik. Krogan wychylił się za okno, widząc jak Nocna Furia kołuje, a jej jeździec słucha czegoś, co mówił ten na Ponocniku.

- VIGGO!!! - wrzasnął, uderzając pięścią we framugę. Czarny smok zawisł na chwilę w powietrzu, zanim poleciał w chmury.

...

- Dobrze jest, zaczynasz używać ogona na zakrętach ale błagam, nastaw sobie wyczucie czasu! - zaśmiał się Sączysmark.

- Do tego potrzeba treningu, daj czas. - odparł, znów usiłując wziąć ostry skręt. Tym razem nie wylądowali na ścianie skalnej, co zostało przyjęte ogólną radością.

,,Zachowuję się jak dzieciak, bo siedzę na latającej jaszczurce. Ja pierdolę, to się nazywa nisko upaść... dobrze, że rodzina mnie teraz nie widzi! Z drugiej- SZLAG, OGON!"

- Moja wina. - mruknął, rozcierając łydkę, po kolejnym uderzeniu nią w lity kamień. Szczerbatek wyglądał na rozczarowanego faktem, że nie zmiażdżyło mu nogi.

***

- Koślawy Mruk, gatunek bardzo spokojny i przyjazny ludziom. - wyjaśniła Mala, gładząc teraz żółtego jak cytryna smoka po pysku. Potem spojrzała na Czkawkę, który dojadał jabłko - Czkawko Haddocku, czy na pewno wszystko w porządku?

- Tak, tak, teraz jak już odpocząłem, to już tak. - skinął głową. Przyleciał na wyspę bladym świtem, sam, bez swojego smoka i głodny.

- Cieszę się. Czy głowa nadal cię boli?

- Nie, przeszło mi. Będę wracał na Koniec Świata tak szybko, jak-

- CZKAWKA!!! - Astrid nawet nie poczekała, aż Wichura dobrze wyląduje. Zeskoczyła z siodła, przewróciła się, wstała w sekundę i rzuciła się Czkawce na szyję - Przepraszam, że nie przylecieliśmy wcześniej, ale nie wiedzieliśmy, gdzie jesteś i- i kiedy próbowaliśmy to wpadliśmy w pułapkę i- i te Paszczogony są jakieś dziwne, nie dało się z nimi walczyć i- i ja naprawdę nie chciałam, żebyś musiał tyle tam czekać...

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz