Rozdział 4

28 5 6
                                    

Dramillion znowu kłapnął na nich zębami. Wydawałoby się, że żyją tylko dzięki specjalnie skonstruowanemu kagańcowi. Pewnie tak było.

- Ileż można... - burknął Johann.

- Ma za grube łuski, trzeba jakoś inaczej. - skwitował Krogan, kiedy po raz kolejny nie zadziałała sztuczka z punktami nacisku.

- Ta, może poprosisz? - zakpił Sączysmark. Odskoczył w bok, kiedy w ścianę obok niego wbił się nożyk.

- W sumie... - Krogan spojrzał na smoka - Spaleńcu, pożycz swój, ma najdłuższe ostrze.

- Nowe przezwisko, coś ty ostatnio taki kreatywny? - Viggo wyjął zza pasa sztylet.

- Po prostu kilka razy miło mi się wyobrażało, jak palisz się żywcem. Jakoś zostało. - uśmiechnął się miło i wyrwał mu nóż z ręki w taki sposób, żeby przesunąć mu ostrzem po palcach, co jednak nie przyniosło porządnego rezultatu.

- Co ty chcesz zrobić? - spytał niepewnie Sączysmark.

- Bynajmniej nie wbić ci go w twój pusty łeb. - przyjrzał się ostrzu - No proszę, ktoś tu przygotował się na ewentualności?

- O co ci znowu chodzi?

- Świeżo ostrzone. - zauważył, przerzucił nóż do drugiej ręki i podszedł do smoka.

Znalazł odpowiedni punkt oraz przerwę w łuskach i wsunął w nią ostrze. Smok zasyczał i spróbował się wyrwać, ale nie do końca miał dokąd. W końcu ostrze trafiło na co miało, a smok prawie automatycznie otworzył pysk i błsnął zgromadzonym po oczach kolorowym ogniem.

- I co, dało się? - Krogan szarpnął za dziobowatą część górnej szczęki Dramilliona i spojrzał na mieniący się kolorami jak w kalejdoskopie obraz ze Smoczego Oka, które Viggo szybko położył na stole, przodem do ściany.

Sączysmark zacisnął pięści. Dobrze, że odłożył topór, bo gdyby miał go w rękach...

Kolory zmieniły się na głównie zieleń, pokazując obraz o wyspie w centrum, otoczonej symbolami.

- Tutaj nawet średnio jest co odczytywać. - westchnął z zawiedzeniem Viggo.

- Wyspa Berserków! - wypalił Sączysmark.

- Znasz to miejsce? - spytał Johann.

- Tja, byliśmy tam kilka razy. Ej w sumie to Czkawka coś kiedyś gadał, że ten król to kontroluje smoki umysłem... może to dlatego smoki nie chcą tam latać?

- Co? - tym razem odezwał się Krogan.

- Aaaa... więc tak: smoki bardzo nie lubią tam latać, jakby wyspa była pokryta węgorzami, albo co.

- Trzeba to będzie uwzględnić w ataku. - wódz westchnął - Jeszcze jakieś niespodzianki?

- Nie, wątpię. Poza Berserkami. Oni zawsze są niespodzianką.

- Zgodzę się. Krogan, musisz wziąć to pod uwagę. - zauważył Johann - Płyniemy do bazy uzupełnić zapasy i potem prosto na wyspę Berserków.

- Jasne.

- Jeszcze jedno. - odezwał się Viggo, ostrożnie wysuwając swój sztylet spod skóry Dramilliona - Wyrzućmy go, strasznie nas spowalnia.

- Cóż to za idiotyczny pomysł? - parsknął Johann - Po co?

- Jeźdźcy żyją, nieprawdaż? A co za tym idzie, prędzej czy później będą nam siedzieć na ogonie. Ten statek może na pełnych żaglach rozwinąć do dwudziestu pięciu węzłów, a płyniemy może z dziesięć; jesteśmy zbyt obciążeni. Co im po Dramillionie, jeśli nie mają soczewek? Poza tym, jesteśmy teraz odsłonięci i wrażliwi na ataki, a do bazy mamy pół dnia drogi na pełnej szybkości. Mam wymieniać powody dalej, czy nadal będziesz uważał, że jesteśmy niezwyciężeni, bo Jeźdźcom zabrakło Nocnej Furii?

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz