Rozdział 5

41 5 7
                                    

Obudzić się, bo ktoś dał ci kopa w policzek. Zajebiście!

- Wstawaj, zdrajco!

(Będzie brutalny rozdział, tak tylko uprzedzam)

Związane za plecami ręce, przenikliwe zimno zamarzniętej z rana ziemi i czyiś but, znów mający problem do twojej osoby, tym razem barku.

- Nie śpię, spokojnie, nic nie przegapiam. - westchnął Viggo, podnosząc wzrok na właściciela buta. Nie wyglądał jakoś znajomo, ale należał do Lotników. Za to na widok jego towarzysza, odebrało mu mowę. Ciężko stwierdzić, czy z racji personaliów, czy z racji powierzchowności.

Kącik ust Krogana drgnął nieznacznie w górę, widząc reakcję byłego wspólnika. Był cały w bandażach i strupach, miał rozległe obtarcia na przegubach od kajdan i ślady duszenia na szyi. Dodatkowo, choć dość dobrze to ukrywał, opieranie się na tym co pozostało z jego topora nie było wyborem pozy, a jedynym sposobem na utrzymanie się na nogach, patrząc na stan jego lewej... Wyglądał marnie, bardzo marnie.

Chyba zaczynał żałować Ereta...

- Nie wiem, co się stało! - odezwał się Sączysmark, potraktowany tak samo, jak Viggo - Nie chciało mi się spać w ogóle, nie chciało i nagle zasnąłem, przysię- ałh! - to ostatnie spowodował kij Krogana, którym zdzielił chłopaka w brzuch.

- Przyszliśmy tu z ramienia jednego z Lordów Wojny. - oznajmił Lotnik. Krogan złapał topór w zgięcie łokcia i wskazał na siebie kciukiem. Jego pomagier skinął głową - I jego prywatnej zemsty. Ale zapewne tak inteligentna osoba się już domyśliła.

- Przez grzeczność nie zaprzeczę.

Krogan znów zrobił kilka ruchów rękami, na co jego Lotnik skulił się trochę;

- Nie wiem, co to znaczy...

- Więc może ja nadam się na tłumacza. - westchnął osobnik dotąd opierający się o najbliższą klatkę. Nonszalanckim krokiem podszedł do światła ogniska i odepchnął Lotnika na bok. Ściągnął kaptur i maskę, strzepując kilka warkoczyków we włosach i w sumie bezwiednie przygładzając krótko przystrzyżone wąsy.

Viggo dawno nie poczuł takiego mentalnego sierpowego w twarz. Nawet, gdy oznajmiono mu, że Ryker jednak nie dał rady uciec z Ogniowej Burzy. Chyba ostatni raz był, kiedy prosto w twarz powiedziano mu, że dziadek nie wróci.

- Czego się spodziewałeś? Że będę po stronie zdrajcy? - Jules klepnął się po udach - Zawiodłem się na tobie i twojej ocenie sytuacji. Traktowałeś mnie jak przyjaciela czy co?

Krogan uśmiechnął się trochę i szturchnął go łokciem, znów pokazując kilka rzeczy.

- Mówi, że z tą miną ci do twarzy. - przetłumaczył sztucznie uprzejmie.

- A jemu z urżniętym językiem. - syknął Viggo. Uznał, że się opłaciło, mimo, iż zaraz potem musiał uniknąć kija, celującego w jego twarz - Niech zgadnę, ty mu to opatrywałeś, bo po moim zniknięciu dołączyłeś do Drago. Zero poczucia przynależności, od zawsze tak było! Ty i twoja rodzina z południa, nigdy nie miałeś swojego miejsca, nigdy nie należałeś do żadnego z plemion, po co komu przywiązanie i lojalność, co? Nie jesteś wikingiem, więc wszystko ci wolno? W ciemno podzieliliśmy się z wami zapasami na zimę, żeby teraz dostać to? Matka powinna była dać wam zamarznąć na tamtej łajbie na śmierć.

Jules kucnął i złapał go za gardło, patrząc mu w oczy.

- I kto to mówi. - Jules tym bardziej przypominał syczącego kota, że mówiąc w ten sposób mocno pokazywał kły. Złagodniał jednak szybko. Nienaturalnie złagodniał. Aż do tego dziwnego stanu. Przesunął palcami po bliźnie na twarzy Viggo - Pamiętam to, a ty? Oczywiście, że pamiętasz. Nadal boisz się przez to lawy i ognia.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz